Opis
Jacek Hugo-Bader jest polskim dziennikarzem od 1990 roku związanym z „Gazetą Wyborczą”, gdzie regularnie publikuje reportaże. Podejmował dziesiątki tematów, jednak jego konikiem zawsze były sprawy Wschodu.
W 2007 roku powstał film dokumentalny „Jacek Hugo-Bader. Korespondent z Polszy”. Można go obejrzeć tutaj: http://video.google.com/videoplay?docid=-1185809883418814305
Dziennikarz został dwukrotnie wyróżniony nagrodą Grand Press – w 1999 i 2003 roku, jest autorem książki „W rajskiej dolinie wśród zielska” (Prószyński i S-ka, 2002).
Jacek Hugo-Bader uwielbia Wschód: Rosję, Chiny, kraje środkowej Azji. Po nocach śnią mu się: rozgrzana bania, długie rozmowy podlewane wódeczką i śpiewy przy harmonii, gdzieś na głębokiej prowincji pod Magadanem czy Workutą. - W poprzednim wcieleniu pewnie byłem Rosjaninem – żartuje dziennikarz. Hugo-Bader reporterem został przypadkiem. W latach siedemdziesiątych skończył studia pedagogiczne, potem imał się przeróżnych zajęć: był nauczycielem historii (wyrzucony z pracy w stanie wojennym za prosolidarnościowe sympatie), szkolnym pedagogiem, ładowaczem na kolei, terapeutą w rodzinnej poradni małżeńskiej, sprzedawcą w sklepie spożywczym, a nawet wagowym w punkcie skupu trzody chlewnej.
Jacek pisał reportaże o polskiej prowincji, skinach i życiowych nieudacznikach. Trafił do „Magazynu” – cotygodniowego kolorowego dodatku do „Gazety Wyborczej” (dziś „Duży Format”). Na swój pierwszy wyjazd zagraniczny czekał dwa lata. Teraz przyznaje, że jego fascynacja Rosją zaczęła się od karabinu kałasznikow. – Któregoś dnia przyszedł do mnie szef i powiedział: „A może byś o kałasznikowie napisał? Broń, która podbiła świat, pięćdziesiąt pięć milionów wyprodukowanych egzemplarzy, ulubione cacko terrorystów i wszelkiej maści rebeliantów”. Powęszyłem przy tym temacie parę dni i mówię: „Ten Kałasznikow, wynalazca karabinu, żyje w Iżewsku na Uralu”. Redaktorom szczęki opadły z wrażenia. Decyzja zapadła natychmiast: Jedziesz do Rosji – wspomina dziennikarz.
Wtedy szczęka opadła Hugo-Baderowi: z rosyjskiego w szkole pamiętał „dobryj dzień” i „da swidanija”. Ale nie mógł odpuścić. Cudem zdobył numer telefonu wynalazcy i zadzwonił.
Cztery lata temu na spotkaniu ze studentami Uniwersytetu Jagiellońskiego przyznał, że zepsuł tamten materiał. Dlaczego? Odpowiedź poznacie podczas spotkania w Klubie Pod Jaszczurami.
- W Rosji można mnie zrzucić ze spadochronem w dowolnym miejscu i o pierwszym człowieku, którego spotkam, mógłbym zrobić reportaż. Oni tam mają takie historie, że włosy dęba stają – mówił Hugo Bader jesienią 2004 roku, gdy gościł w Piwnicy Pod Baranami, gdzie dziennikarze studenckiego pisma „WUJ” zorganizowali spotkanie z reporterem. Jacek opowiadał wtedy o atmosferze na Ukrainie, zdradził, jak umiejętnie podejść swojego rozmówcę i dlaczego picie wódki ułatwia pracę dziennikarzowi.
Jacek nie przepada za rozmowami o sobie. Woli pytać innych. Słuchać ich opowieści o życiu, czuć, jak nabierają zaufania, odkrywają swoje tajemnice. Sam jest typem brata łaty, choć nie z pozoru. Wygląda szorstko: szczupła sylwetka, kanciaste okulary, ogolony na łyso. Ale mrukowata postać kryje świetnego kompana, szybko zaprzyjaźniającego się z każdym nieznajomym. Krakowianie będą mogli przekonać się o tym 28 października.
„Reporterzy Dużego Formatu” to nowy cykl spotkań w Klubie Pod Jaszczurami zaplanowany na rok akademicki 2008/2009.
W 2007 roku powstał film dokumentalny „Jacek Hugo-Bader. Korespondent z Polszy”. Można go obejrzeć tutaj: http://video.google.com/videoplay?docid=-1185809883418814305
Dziennikarz został dwukrotnie wyróżniony nagrodą Grand Press – w 1999 i 2003 roku, jest autorem książki „W rajskiej dolinie wśród zielska” (Prószyński i S-ka, 2002).
Jacek Hugo-Bader uwielbia Wschód: Rosję, Chiny, kraje środkowej Azji. Po nocach śnią mu się: rozgrzana bania, długie rozmowy podlewane wódeczką i śpiewy przy harmonii, gdzieś na głębokiej prowincji pod Magadanem czy Workutą. - W poprzednim wcieleniu pewnie byłem Rosjaninem – żartuje dziennikarz. Hugo-Bader reporterem został przypadkiem. W latach siedemdziesiątych skończył studia pedagogiczne, potem imał się przeróżnych zajęć: był nauczycielem historii (wyrzucony z pracy w stanie wojennym za prosolidarnościowe sympatie), szkolnym pedagogiem, ładowaczem na kolei, terapeutą w rodzinnej poradni małżeńskiej, sprzedawcą w sklepie spożywczym, a nawet wagowym w punkcie skupu trzody chlewnej.
Jacek pisał reportaże o polskiej prowincji, skinach i życiowych nieudacznikach. Trafił do „Magazynu” – cotygodniowego kolorowego dodatku do „Gazety Wyborczej” (dziś „Duży Format”). Na swój pierwszy wyjazd zagraniczny czekał dwa lata. Teraz przyznaje, że jego fascynacja Rosją zaczęła się od karabinu kałasznikow. – Któregoś dnia przyszedł do mnie szef i powiedział: „A może byś o kałasznikowie napisał? Broń, która podbiła świat, pięćdziesiąt pięć milionów wyprodukowanych egzemplarzy, ulubione cacko terrorystów i wszelkiej maści rebeliantów”. Powęszyłem przy tym temacie parę dni i mówię: „Ten Kałasznikow, wynalazca karabinu, żyje w Iżewsku na Uralu”. Redaktorom szczęki opadły z wrażenia. Decyzja zapadła natychmiast: Jedziesz do Rosji – wspomina dziennikarz.
Wtedy szczęka opadła Hugo-Baderowi: z rosyjskiego w szkole pamiętał „dobryj dzień” i „da swidanija”. Ale nie mógł odpuścić. Cudem zdobył numer telefonu wynalazcy i zadzwonił.
Cztery lata temu na spotkaniu ze studentami Uniwersytetu Jagiellońskiego przyznał, że zepsuł tamten materiał. Dlaczego? Odpowiedź poznacie podczas spotkania w Klubie Pod Jaszczurami.
- W Rosji można mnie zrzucić ze spadochronem w dowolnym miejscu i o pierwszym człowieku, którego spotkam, mógłbym zrobić reportaż. Oni tam mają takie historie, że włosy dęba stają – mówił Hugo Bader jesienią 2004 roku, gdy gościł w Piwnicy Pod Baranami, gdzie dziennikarze studenckiego pisma „WUJ” zorganizowali spotkanie z reporterem. Jacek opowiadał wtedy o atmosferze na Ukrainie, zdradził, jak umiejętnie podejść swojego rozmówcę i dlaczego picie wódki ułatwia pracę dziennikarzowi.
Jacek nie przepada za rozmowami o sobie. Woli pytać innych. Słuchać ich opowieści o życiu, czuć, jak nabierają zaufania, odkrywają swoje tajemnice. Sam jest typem brata łaty, choć nie z pozoru. Wygląda szorstko: szczupła sylwetka, kanciaste okulary, ogolony na łyso. Ale mrukowata postać kryje świetnego kompana, szybko zaprzyjaźniającego się z każdym nieznajomym. Krakowianie będą mogli przekonać się o tym 28 października.
„Reporterzy Dużego Formatu” to nowy cykl spotkań w Klubie Pod Jaszczurami zaplanowany na rok akademicki 2008/2009.