Święto krwawego buraka
2010-06-07 09:54:15 | KrakówZa nami druga edycja festiwalu Selector. Z powodu podtopienia krakowskich Błoń, w tym roku impreza, podobnie jak Coke Live Festival, odbyła się na terenie Muzeum Lotnictwa. Nowe miejsce przyniosło lepszą organizację i sprawdziło się lepiej niż Błonia z mikroskopijnym ogródkiem piwnym. Niestety poziom artystyczny w stosunku do roku ubiegłego zaliczył poważny spadek.
Wydaje się, że w tym roku Agencja Alter Art trochę po macoszemu potraktowała swoje najmłodsze dziecko. Flagowy Heineken Open’er ma naprawdę światowy skład, a lżejszy repertuarowo Coke live, mimo, że ogłoszono dopiero czterech wykonawców, na pewno przyciągnie porównywalną ilość fanów jak impreza zeszłoroczna. Selector po udanym debiucie (na Błoniach bawiło się ponad 12 000 osób) robi krok wstecz. Zamiast czterech headlinerów, jeden(Faithless). Zamiast trzynastu zagranicznych wykonawców, jedenastu.
Zagadkowy był także dobór artystów (zarówno polskich jak i zagranicznych). Organizatorzy festiwal reklamowali, jako imprezę z najlepszą taneczną elektroniką, kładącą również duży nacisk na stronę wizualną. Dlatego dziwi obecność takich artystów jak Thievery Corporation czy rodzima Niwea. W tym roku część wizualna również została okrojona, po raz kolejny pojawił się kolektyw Vj-ski Inside-Us-All, ulotka z programem milczała jednak w kwestii lokalizacji występów wyżej wymienionych.
A jak wypadli zaproszeni artyści? Bardzo różnie. Młoda gwiazdka wytwórni Ed Banger – Uffie dała słabiutki koncert, podobnie zresztą znani z przeróbki klasyka Nancy Sinatry Audio Bullys. Nieźle wypadły zespoły prezentujące bardziej gitarowe podejście do muzyki tanecznej. Debiutanci z Delphic zagrali świetny koncert, w którym swoje mocno podlane elektroniką, rockowe utwory miksowali z oldschoolowym techno w stylu Underworld. Mało który z utworów przypominał swój studyjny pierwowzór, a panowie bardzo dobrze bawili się na scenie, lawirując pomiędzy gitarami i syntezatorami. Szkoda tylko, że dźwiękowcy poskąpili im decybeli.
Mimo stylistycznej odrębności świetne koncerty dały grupy Thievery Corporation (w 14 osobowym składzie!) oraz jedni z najciekawszych debiutantów ostatnich miesięcy – Niwea. Pierwsi z nich rozbujali publiczność na Cyan Stage mieszanką zaangażowanego politycznie dubu, chill-outu i reggae. Z kolei Dawid Szczęsny do spółki z Wojciechem Bąkowskim po brzegi wypełnili Burn Energency Zone i przez godzinę bombardowali fanów słowno-basową kanonadą.
Jednak cały festiwal byłby niewiele warty gdyby nie występ pewnego włoskiego projektu. The Bloody Beetroots Death Crew 77 od początku postrzegani byli, jako czarny koń imprezy, jednak takiego szaleństwa chyba nikt się nie spodziewał. Już przed pojawieniem się Włochów na scenie, wśród publiczności panowała atmosfera przypominająca raczej koncert punkowy niż imprezę z muzyką elektroniczną. Okazało się, że nie bez powodu. Występ krwawych buraków łączył w sobie potężne elektro, klasyczny hardcore-punk, ale także wplatał muzykę klasyczną. Publiczność oszalała po pierwszych kilku minutach i w takim stanie pozostała do końca koncertu godzinę później. Zaiste był to melanż ostateczny.
Równie udane był występ oscylującego w trochę podobnej stylistyce Alexandra Ridha, ukrywającego się pod pseudonimem Boys Noize. Swoim energetycznym setem mieszającym elektro i techno zakończył festiwal.
Na koniec warto wspomnieć o jeszcze jednym projekcie. Polski duet AXMusique, który otwierał występy na małej scenie w sobotę, na pewno zasługuje na większą uwagę, niż jakieś pół setki osób, które zjawiły się na ich koncercie. Wydający razem z Kamp! w internetowej oficynie Brennnessel, niedługo pewnie osiągną podobny status jak ich bardziej doświadczeni koledzy.
Miejmy nadzieję, że w przyszłym roku Alter Art bardziej się postara i zamiast cały swój budżet inwestować w gdyńską imprezę doceni bardziej fanów elektroniki.
Krzysiek Sokalla
(krzysztof.sokalla@dlastudenta.pl)
fot. www.selector.pl