Męska muzyka w Krakowie
2008-11-17 13:58:29 | KrakówTo męska muzyka i męski rym
Mimo, że tytuł płyty mógłby sugerować, że album zaadresowany jest do mężczyzn („Męska muzyka"), to jakże, będąc kobietą, nie dać się uwieść tym melodiom Waglewskich. Waglewscy - liczba mnoga - czyli Waglewski - senior (Wojciech Waglewski) i jego równie utalentowane muzycznie potomstwo- Fisz (Bartosz Waglewski) i Emade (Piotr Waglewski), wprawili w osłupienie krakowską publikę podczas występu na deskach Rotundy. A razem z nimi Bartek Boruta Łęczycki (harmonijka ustna) Piotr Chołody (bas) i Marcin Masecki (klawisze). Dlaczego w osłupienie? Wiadomo - wspólne dzieło panów W. jest świetne pod względem muzycznym. Natomiast nikt nie spodziewał się chyba, że w Rotundzie można zagrać tak dobry koncert, mimo dość kiepskiego nagłośnienia.
Raczej rzadko zawodzi w sensie wzdycha i łka
Patos jej szkodzi, osłabia łza
„Męska muzyka" nie jest tworem jednolitym jeśli chodzi dźwięki. Jest tu więc mnóstwo różnych przeplatających się inspiracji, upodobań i fascynacji. Jest i blues, i rock, i punk, jest i country. Wszystko opatrzone zgrabnym komentarzem raz autorstwa Wojciecha Waglewskiego (tekściarza mistrza), to znów Fisza, którego zabawy słowem i formą są genialne (talent po ojcu najwidoczniej).
Nie zabrakło tego wszystkiego we wspomnianej już Rotundzie. Ba, panowie na żywo pokazali o wiele więcej. Rozpoczął Wojciech Waglewski - spokojne „Chromolę" przy akompaniamencie pianina. Dalej w tym klimacie „Dziób pingwina", w którym charakterystyczne gwizdanie wypadło świetnie. Następnie Senior wyśpiewał „ona niezmiennie wie, że ja wiem, że ona ma mnie" z „Niezmiennie". Gdy na scenie pojawił się Fisz, żeńska część publiki zareagowała dość żywiołowo. Trudno się dziwić, bo Fisz ze swoim zawadiackim, chłopięcym uśmiechem, zabawną czapką z pomponem i niezwykłą osobowością sceniczną potrafi zainteresować. Wspólny rodzinny projekt dał możliwość poznania go nie tylko jako Fisza - wokalistę, ale i Fisza - basistę. I trzeba przyznać, że o ile jako basista, wypadł dość średnio (część winy ponosi zapewne akustyka), o tyle już jako wokalista sprawdził się doskonale. Dowodem na te wokalne umiejętności jest np. „Badminton", energetyczne „Majty" czy „Władca kół". Prawdziwym kunsztem muzycznym wykazał się też Emade. Drobne wstawki brzmieniowe, przejścia, no i te solowe partie! To była gra na światowym poziomie, bez nachalności i popisów.
Dla każdej piosenki z płyty znalazło się miejsce i na koncercie. I każda przy okazji grania na żywo zyskiwała nowy wymiar, głównie za sprawą improwizacji gitarowych (Waglewski), perkusyjnych (Emade), harmonijkowych (Łęczycki) czy wreszcie klawiszowych (Masecki). Instrumenty prowadziły nieustanny muzyczny dialog, a panowie wkładali mnóstwo serca w granie. To zaangażowanie, wymalowane na ich twarzach, miało odbicie w dźwiękach i zaowocowało wspaniałym występem.
Jest rodzaju żeńskiego i kobiety mnóstwo w niej
Sam to wiesz
Tak, kobiet było na koncercie sporo. Wojciech Waglewski mówił kiedyś w jakimś wywiadzie, że „muzyka ta jest w pewnym sensie bardzo kobieca, w dużej mierze powstaje po to, aby przypodobać się kobiecie. Tak naprawdę bowiem to kobieta decyduje o twórczości artystycznej mężczyzn". W tym wypadku panowie jednak nie muszą się martwić, bo kobietom bardzo przypadli do gustu Waglewscy i ich dźwięki. Dały temu wyraz podczas wspólnego śpiewania publiczności czy okrzyków aprobaty (czyt. pisków wszelkiej skali).
I każdej nocy aż po świt
Włazi oknami, wciska przez drzwi
Wszystko co dobre zawsze szybko się kończy. Tak tez i po ok. półtoragodzinnym występie i trzech bisach przyszło się krakowskim fanom pożegnać z „Męską Muzyką" Wagli. Teraz pozostaje album i dźwięki, które „włażą oknami, wciskają się przez drzwi". Miejmy nadzieje, że kiedyś znów powrócą do grodu Kraka.
Fot: Andrzej Szopa
Dominika Żegleń