Aktualności - Muzyka

Finał Coke Live’a... i po festiwalu

2009-08-24 19:05:16 | Kraków
 Te trzy cudowne dni minęły tak szybko i niepostrzeżenie. W sobotę miał miejsce ostatni dzień wielkiego wydarzenia muzycznego, jakim jest Coke Live Music Festival. Dzień ten w pełni zasłużył na miano „finału”.


Występy na głównej scenie otworzył reprezentant polskiej sceny hip-hopowej, współtwórca legendy polskiego rapu, jakim był Kaliber 44 – AbraDab. Zaprezentował się on krakowskiej publiczności wraz z żywiołowym zespołem, serwując nam głównie numery ze swojego ostatniego – trzeba przyznać, że już nie najnowszego – wydawnictwa pod tytułem „Czerwony Album”. Nie zabrakło jednak również ukłonu w stronę swoich „kalibrowych” korzeni w postaci „Garbatego anioła”, tekst którego zna na pamięć zapewne każdy szanujący się znawca polskiego rapu. Dab zebrał zasłużone oklaski, choć jego koncert był nieporównywalnie słabszy od pierwszego występu dnia poprzedniego, czyli O.S.T.R. Wydaje się, że Dabowi zabrakło wsparcia na scenie – ponownie dało się tu zauważyć doniosłą rolę hypemana, którego tutaj po prostu nie było, a całe widowisko wielce na tym straciło.

Kolejny zespół na main stage’u sprawił mi ogromnie miłą niespodziankę. Nie przypuszczałem bowiem, że norweski Madcon okaże się jednym z najsilniejszych punktów całego festiwalu. Dwaj czarnoskórzy artyści, w niczym nieprzystający do stereotypu skandynawskiego – zarówno swoim amerykańskim akcentem, jak i wyglądem – nawiązali niezwykły kontakt z publicznością. Był to ich pierwszy koncert w Polsce i na pewno byli z niego zadowoleni. Zgromadzeni na terenie krakowskiego Muzeum Lotnictwa zgotowali im wspaniałe przyjęcie, eksplodując energią szczególnie podczas największego hitu Madconu – „Beggin”. Ich muzyka okazała się bardzo energetyczna, tak po ludzku „bujająca” i wprowadziła wszystkich w niezwykle pozytywny nastrój, pomimo ciemnych chmur, zbierających się nad Krakowem i niemiłosiernie zwiastujących opady deszczu.

Pogoda po prostu pragnęła mieć swój wkład w Coke Live Music Festival. Chwilę przed następnym koncertem zaczęło kropić, aby po wyjściu na scenę Shaggy’iego i jego zespołu rozpadać się na dobre. Nie przeszkodziło to zgromadzonej publiczności w świetnej zabawie do największych hitów artysty o jamajskich korzeniach. Shaggy to typowy showman, co potwierdził zabawą z publicznością i wszelakimi innymi gestami, które pobudzały nas do zaangażowanych krzyków i coraz wyższych podskoków. Na krakowskiej ziemi zabrzmiały takie kawałki jak „Strength of a woman”, „It wasn’t me” czy „Angel”, a cały występ rozpoczął się standardowo od „Mr. Boombastic” – po tym numerze już nikt nie miał wątpliwości, kto w tym momencie wszedł na scenę. Shaggy jako legenda równocześnie reggae i popu spełnił swoją rolę wzorowo i pokazał, jak powinno kierować się publicznością, a także jak powinny wyglądać koncerty doświadczonego artysty-showmana.

Po Shaggy’m na scenie głównej mogło wydarzyć się już tylko jedno. Apostoł Ulicy. Syn Boży. QB. Król Nowego Jorku. Nasir Jones, amerykański raper znany pod pseudonimem Nas. Na ten koncert czekałem przez całe trzy dni i stanowczo się nie zawiodłem. Nas po prostu pokazał klasę. Usłyszeliśmy kawałki z jego pierwszego krążka „Illmatic”, a także z większości następnych, na ostatnim „Untitled” skończywszy. Chciałbym w tym miejscu poczynić pewną uwagę: publiczność zgromadzona na koncercie 50 Centa z dnia poprzedniego przedstawiała się zgoła inaczej, niż ta, która przyszła podziwiać kunszt Nasa. 50 Cent to przede wszystkim gwiazda, robiąca muzykę prostą lirycznie i słabą technicznie. Fifty nie posiada czegoś takiego jak flow, a poza bitami nie ma praktycznie nic. Ale to „nic” kręci większość młodych ludzi, którzy w muzyce szukają przede wszystkim rozrywki. Nie twierdzę, że to błąd czy coś złego. Muzyka jest przecież od tego, żeby każdy odbierał ją na swój sposób. Jednakże ludzie, którzy przyszli posłuchać Nasa, to dojrzali pod względem muzycznym słuchacze, którzy doskonale wiedzą, po co przyszli na dany występ i chcą złożyć hołd raperowi o legendarnej technice, wyluzowanemu flow i niesamowicie przemyślanych tekstach, którego każda kolejna płyta stała się obiektem kultu milionów. Nas nie zawiódł swoich wielbicieli, prezentując dokładnie to, co się w nim i jego muzyce uwielbia. Jego zaangażowanie w muzykę przełożyło się na publiczność, która falowała do rytmu niczym w transie.

Po genialnym występie Nasira Jonesa organizatorzy uczcili koniec festiwalu na scenie głównej krótkim, ale efektownym pokazem sztucznych ogni. Koncertem zamykającym Coke Live’a był występ jak zawsze pozytywnych weteranów polskiej sceny – Vavamuffin, którzy doskonale znają się na swoim fachu i godnie zakończyli cały festiwal świetną zabawą.

Tak wspaniałe wydarzenie, jakim był tegoroczny Coke Live Music Festival, wymaga kilku słów podsumowania. Po pierwsze, natura zlitowała się nad festiwalowiczami, oszczędzając nam niemal do samego końca jakichkolwiek opadów atmosferycznych. Niestety zarówno Shaggy, jak i Nas grali w gęstym deszczu przed przemokniętą do suchej nitki publicznością. Jak można się domyślać, nie przeszkodziło to w świetnej zabawie, a bycie w tłumie miało jeden zasadniczy plus – było ciepło.

Po drugie, organizatorzy – czyli agencja Alter Art – pokusili się o ściągniecie do Krakowa świetnego line-up’u artystów najwyższej światowej próby, fundując publiczności niezapomniane widowisko. Należą im się za to ogromne brawa i szacunek. Na całe szczęście, szef Alter Artu Mikołaj Ziółkowski zdementował plotki, jakoby tegoroczny Coke Live miał być ostatnim.

Po trzecie, teren festiwalu był bardzo przemyślany. Dwie strefy gastronomiczne, Coke Clinic, gdzie można było zażyć upojnego masażu, świecowania uszy czy doświadczyć profesjonalnego make up’u, stoisko, gdzie można było się odstresować, grając na konsoli Xbox 360 i wiele, wiele więcej. Godna zauważenia jest również pewna akcja, przeprowadzana na festiwalu po raz pierwszy – zbieranie plastikowych kubków po napojach i wymienianie ich w specjalnym punkcie na torby czy czapeczki, powstałe ze zrecyklingowanych odpadów. W konsekwencji tej akcji nieraz podczas tych trzech dni dało się spotkać grupki ludzi, którzy nieśli długie na kilka metrów węże, stworzone właśnie z plastikowych kubków. Takie inicjatywy są bardzo pożyteczne i służą wyższej świadomości społecznej i uwrażliwieniu ludzi na problemy, z którymi boryka się nasza biedna planeta.

Miałem okazję być na pierwszej edycji Coke Live Music Festival, dlatego na koniec chciałbym ją porównać z edycją tegoroczną. Pierwsza odsłona Coke Live’a była jednodniowym koncertem w większości świetnych artystów – Vavamuffin, Shaggy i Jay-Z, o Tatianie Okupnik nie zapominawszy. Tegoroczny festiwal to już trzy dni, nasycone gwiazdami i dostarczające oszałamiających wrażeń. Trzy sceny festiwalowe były już w pierwszej edycji, ale w tym roku były one jeszcze większe, a występujący na nich artyści to w większości znane osobistości przede wszystkim polskiej muzyki, które na swoich występach zgromadziły liczne gremium festiwalowiczów. Jedynym mankamentem czy raczej problemem, który zauważyłem, to pewien problem z przemieszczaniem się między koncertami. Jeśli chciało się być na jednym występie do końca, mogło się być pewnym, że się spóźni na drugi. I tak przez trzy dni stawaliśmy przed trudnymi wyborami, a zegarek w ręku był niezbędnym artefaktem, który zapobiegał opuszczeniu ważnego wydarzenia muzycznego.

Jednym słowem: rewelacja. Coke Live Music Festival z jednodniowego koncertu stał się trzydniowym ważnym wydarzeniem, które zgromadziło około 30 tysięcy ludzi. Powtórzę – każdy ze zgromadzonych wyniósł z niego niezapomniane wrażenia, które będzie się wspominać jeszcze długo, a sam festiwal nie zejdzie szybko z języków tych, którym dane było w nim uczestniczyć. Ja osobiście mam uszkodzony – oby nietrwale – słuch i zdarty głos. Ale nie żałuję niczego. I jeśli Bóg i redakcja pozwolą (albo w odwrotnej kolejności), za rok również wezmę udział w tym ogromnym i wspaniałym przedsięwzięciu, jakim jest Coke Live Music Festival.

Wojciech Busz

(wojciech.busz@dlastudenta.pl )

fot. Konrad Koźmiński
Słowa kluczowe: Coke Live Festival 2009, krakowski Coke festiwal, Saggy, Nas, ostatni dzień festiwalu, trzeci dzień
Artyści
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
  • dobrze napisany artykuł [0]
    Esco fo' life
    2009-08-29 12:12:26
    Duża świadomość jakości artystycznej autora artykułu ,jak też odwaga w wyrażaniu poglądów,będąca przejawem braku ignorancji czy naiwności , pozdrawiam prawdziwych muzyków szukających głębi w dobie dzisiejszej rzeczywistości , DLA STUDENTA !
Zobacz także
Polecamy
fot. materiały prasowe
Malik Montana wystąpi w klubie Dreams Kraków

Koncert odbędzie się 19 października w Dreams Music Club.

Winona Oak wydaje debiutancki album "Island of the Sun" [WIDEO]

Wiemy gdzie odbędzie się premiera debiutanckiego albumu artystki.

Zobacz również
Ostatnio dodane
Popularne
U2 w Polsce!
U2 w Polsce!

W 2009 roku rusza trasa koncertowa promująca najnowszy album grupy. Chorzów znalazł się na liście dziesięciu europejskich miast, w których zespół na żywo zaprezentuje nowe utwory.

Peja "Na serio"
Peja "Na serio"

Peja ujawnił szczegóły swojego najnowszego albumu, który ukaże się w sklepach 17 września. Na albumie "Na serio" znajdzie się 19 utworów.

Hity na Czasie 2008
Hity na Czasie 2008

Na sklepowe półki trafiła składanka "Hity na Czasie 2008" czyli zapowiedź tego co czeka na fanów eskowych hitów w ramach letniej trasy!