Wielki juwenaliowy koncert plenerowy
2007-05-17 13:33:50 | KrakówO tym, że największe nawet gwiazdy nie są w stanie zapewnić dobrej zabawy mogli przekonać się studenci, którzy tłumnie przybyli na czwartkowy koncert, na Stadionie T.S. Wisła... Ciężko o tym mówić, ale prawdzie zadość stać się musi.
Kwestia czasu
Trudno powiedzieć, co jest przyczyną corocznej amnezji organizatorów krakowskich juwenaliów? Fakt, że juwenalia są obchodzone od 1954 roku powinien czegoś nauczyć animatorów tej imprezy!!! Od przeszło 3 lat, tzw. koncert gwiazd obstawiany jest tymi samymi zespołami. Gdy dowiedziałem się, że i w tym roku będzie „Coma" i „Myslovitz", zapytałem sam siebie: a gdzie „Akuraci"? Przecież oni też lubią do Krakowa przyjeżdżać. Na szczęście była „Revolucja, której liderem jest były wokalista „Dżemu" i „Strachy na lachy". Zastanawia mnie zachowanie organizatorów, czyżby liczyli, że studentom wszystko już obojętne, skoro juwenalia trwają na dobre?
Organizacja, organizacja... grrrr!
Koncert zaczynał się o 17-stej, na szczęście na niebie przewijały się chmury, więc można było przyjąć, że jest wieczór. Wejście okazało się lepiej obstawione niż na meczach Wisły. Ale to nie było najgorsze. Na nieszczęście scena była tak ustawiana, że zachodzące słońce, gdy się wynurzyło na horyzoncie, raziło niesamowicie. Skoro narzekać, to na całego. Po pierwsze piwo było na bloczki, paragony fiskalne i o ile było więcej namiotów ze złocistym napojem, to tylko 1 kasa! A z racji, że napór na nią był wielki, zamykano ją... W konsekwencji, przed kasą kolejki, pod namiotami pustki, a na całej powierzchni stadionu leżało całe multum plastikowych kufli, bo rzecz jasna, o koszach zapomniano! Tak, więc, żeby napić się piwa, trzeba było opuścić koncert na dobre kilka kwadransów. Wiele do życzenia pozostawiało również nagłośnienie i prowadzący (Eska Rock), którzy w niewybrednych dowcipach odnosili się do religii. W końcu, z głośników wydobywało się głównie dudnienie, gdy na scenę weszła „Coma", ze swoim energicznym brzmieniem.
Revolucja i Strachy
„Revolucja" to młody zespół, z dużym doświadczeniem i ciekawymi koncepcjami. Brzmienie naprawdę rockowe. Uważam, że jeśli brać pod uwagę naszą obecną scenę rockową w Polsce, mogliby być numerem 1. Niestety, na rynku nie jest łatwo, co dobrze pokazała publiczność, którą głównie interesowali znani, „Coma" i „Myslovitz". Jacek Dewódzki z wyczuciem i jak zawsze z poświęceniem dał z siebie wszystko. „Ja wiem", „Młodość" i „Krzyk" na wskroś przeszywały, a nostalgia w głosie Jacka, przypominała, coś dawno utraconego... „Strachy" dla kogoś, kto słucha ich dłużej, mogły wydawać się lekko zmanierowane, ale i tak publiczność bawiła się nieźle. Niestety głównie pod sceną. Trudno powiedzieć, czy wina to zbyt wczesnej pory? Grabaż z charakterystycznym dla siebie wokalem, dał popis swoim umiejętnościom. Dla tych, którzy przyszli wcześniej, czas nie okazał się stracony!
O Peggy Brown, kto Ciebie ukochać będzie umiał?
Wraz z nastaniem wieczoru i nocy przyszedł czas na „największych". Piotr Rogucki i „Coma" zagrali swoje przeboje z pierwszej płyty, kilka z nowej. Jak już zwykli, bisowali parokrotnie. Było też, sporo popisów umiejętności gitarowych. Generalnie ludzie byli zadowoleni, bo „Coma" pozwoliła naprawdę dobrze się pobawić. Około 21 na scenę wyszli „Myslovitz". Co mnie zaskoczyło, to, to, że całe tłumy w tym momencie zaczęły opuszczać stadion! Czyżby była to przezorności i pamięć po koncertach z poprzednich lat? Trudno powiedzieć. Na szczęście braki uzupełniły pierwsze roczniki, dla których spotkanie z Rojkiem było marzeniem. Zespół z Mysłowic przygotował sporą mieszankę przebojów, promował jednak raczej nową płytę, a nie granie dla publiczności. Jak trudno nie zgadnąć o wiele bardziej ożywiała się ona w rytmach „Dla Ciebie", „Krakowa", czy „Peggy Brown". Niestety większość znała tylko te kawałki, przy tych nowszych zamierali... Rojek jak zwykle nic nie mówił poza "dziękuje". Szczęście w nieszczęściu bis był tylko jeden...
Na koniec wypada tylko życzyć organizatorom większej wyobraźni w wyborze zespołów na juwenalia 2008. Każdy przecież wie, że przy częstym używaniu wszystko traci swój smak.
Grzegorz Pelczar
(grzegorz.pelczar@dlastudenta.pl)