Jowialni, pełni życia i pozbawieni kompleksów panowie szlachta przemówią do nas ze sceny w stu procentach własnym tekstem. Punktem wyjścia opowieści i swoistą ramą kompozycyjną spektaklu jest tytułowa "Rzeczpospolita Babińska", o której pisał profesor Julian Krzyżanowski: "Była to pewnego rodzaju konfraternia szlachecka, z siedzibą we wsi podlubelskiej, Babinie, w wiekach XVI i XVII należącej do Pszonków. Jeden z nich, Stanisław, sędzia lubelski, w porozumieniu z sąsiadem i kolegą w urzędzie, Piotrem Kaszowskim, rad przyjmował brać szlachecką, od której wymagał dwu właściwości: tęgiej głowy do kielicha i dowcipu. Pierwszej dowodzono ilością wypitego miodu czy wegrzyna, drugiej konceptami wyrażanymi w opowiadanych facecjach".
Czy widzowie odnajdą cząstkę siebie w wezbranym potoku konceptów, słów i malowanych nimi obrazów, w których opilstwo, obżarstwo, poróbstwo, tańce, hulanki swawole sąsiadują z memento mori, gdyż, jak pisał ksiądz Baka: "Śmierć niemodna / Kiedy głodna / Na ząb bierze / W cudnej cerze / Z rumieńcem / I wieńcem / Panienki / W trumienki".