Lewe interesy
Opis spektaklu
Gwiazdy w kryminalnej farsie Robina Hawdona. Liszowska, Zielińska, Wardejn, Bończak i Troński rozbawiają widownię, która sama po chwili dziwi się, z czego tak się śmiała.
Sztuka Robina Hawdona w pełni realizuje założenia swojego gatunku. Jest zabawnie, są nagłe zwroty akcji, zaskakujące zakończenie oraz przerysowany humor. Świetnie w roli gangsterów wypadają Wardejn (typ cwanego bandyty) i Bończak (ten zaś nie grzeszy mądrością) oraz największa ozdoba akcji - tępy ochroniarz Buldożer, czyli Marcin Troński. Jego kwestie i mina powalają ze śmiechu (chyba mogę używać takich określeń?). Obok panów w sztuce występują dwie piękne panie - tancerki nocnego klubu, czyli przebiegła Mary (Joanna Liszowska) i Tania (Katarzyna Zielińska). Dowcipy są różne, czasem lepsze, czasem gorsze. Komizm opiera się głównie na sytuacyjności, a w przypadku Trońskiego i Bończaka również na postaci. Mamy kłamstwa, przebieranki (mężczyzna udający kobietę) i porachunki - motywy już ograne, ale mimo to zabawne. Trudno streszczać akcję (obejmuje jeden dzień), która może nie jest oryginalna, ale bardzo zawiła, zresztą w dobry sposób oddają ją kwestie Liszowskiej, która tłumaczy się przed swoim szefem z tego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich godzin. Chodzi głównie o miłość (lub może romans?) i pieniądze z lewych interesów. Każda z postaci ma coś do ugrania: ukrywany romans, brakujący tysiąc w haraczu, propozycję małżeńską. Kiedy wydawałoby się, że bohaterowie (ci uczciwi) popadają w kompletne tarapaty, rozwiązanie akcji jawi się niczym Deus ex machina - dwóch młodych niedorajdów okazuje się być tajniakami z policji i skarbówki. Wszystko dobre, co się dobrze kończy, jak pisał Szekspir (no może jego nie należy w to mieszać).