Opis spektaklu
W ramach sezonu 2013/2014, poświęconego Konradowi Swinarskiemu, Narodowy Stary Teatr zaprasza na Króla Edypa w reżyserii Jana Klaty, przedsięwzięcie inspirowane antyczną tragedią Sofoklesa oraz słynnym oratorium Igora Strawińskiego z librettem Jeana Cocteau. Warto przypomnieć, że właśnie świetnie przyjęta premiera Króla Edypa w reżyserii Swinarskiego w 1962 roku w Teatrze Wielkim w Warszawie stała się wydarzeniem otwierającym nową epokę w polskiej praktyce operowej i wzbudziła szeroką dyskusję o konwencji oraz formie i granicach, jakie można przekroczyć w dziele sztuki.
Projekt Starego Teatru realizowany jest we współpracy z krakowskim Festiwalem UNSOUND – zainaugurowanym w 2003 roku jako festiwal muzyki postępowej – który od 10 lat zajmuje się rozwijaniem awangardowych projektów muzycznych i artystycznych. W projekcie Król Edyp Narodowego Starego Teatru, wezmą udział aktorzy – Iwona Budner, Krzysztof Stawowy i Krzysztof Zawadzki – a za stronę muzyczno-brzmieniową przedsięwzięcia odpowiedzialny jest Robert Piernikowski – muzyk, którego twórczość sytuuje się na obszarze rapu, punka, elektroniki i szeroko rozumianej awangardy. Wierzymy, iż projekt, adresowany współczesnej – postdramatycznej i postmodernistycznej widowni – stanowić będzie rodzaj mostu między dziełami kultury wysokiej a młodym odbiorcą kultury.
Obsada i twórcy spektaklu
Bilety na spektakl
Kiedy i gdzie grają
Zdjęcia ze spektaklu
Recenzje, wiadomości
Komentarze i opinie
-
Ach, ta awangarda [0]Zszokowana
2014-06-09 11:56:19Zacznę od tego, że sztuką bym tego nie nazwała. Był to najgorszy spektakl w moim życiu. Już samo wejście do pięknej sali (jedyna pochwała z mojej strony), w której usadowiono nas na ... szkolnych materacach i poduszeczkach (siedzenie w sukience prawie na ziemi przyczyniło się tylko do bólu kręgosłupa), omalże nie spowodowało mojego odwrotu. Niestety, dałam szansę tej awangardzie. Techno zmieszane z jakimś innym, dziwnym i dyskotekowym gatunkiem muzycznym pozwoliło mi się poczuć jak w tandetnym klubie, a niektóre ruchy "aktorów" były nawet niesmaczne. Nieprzygotowany i nieuprzedzony widz o języku, w którym przedstawienie będzie grane, może sobie tylko popatrzeć. Jako filolog klasyczny myślałam, że jakoś to przejdzie. Ale jedyne łacińskie słowo jakie zapamiętałam z tego spektaklu to "oracula", ponieważ powtórzyło się pewnie koło 15 razy. Pozostałe słowa były tak niewyraźnie wypowiadane/wyśpiewywane, że kompletnie nie można było wyhaczyć sensu wypowiedzi. I do tego język francuski. Mieszanka wybuchowa, po której albo się ucieka, albo siedzi w osłupieniu. I może jestem staroświecka, ale to, co zobaczyłam z pewnością nie było warte ani wydanych pieniędzy, ani mojego czasu.