Recenzje - Teatr

Niebezpieczna dżungla miast

2008-12-15 08:27:21 | Kraków

 Krzyki i gwizdy publiczności - odgłosy jak z ringu bokserskiego. Garga najpierw skacze trzy razy, potem bije się trzykrotnie rękami po ramionach, trzykrotnie krzyczy, idzie na palcach w kierunku widowni, pada na ziemię. Szykuje się do walki: jest pełen agresji i przekonany o tym, że wygra - to jeden z wątków przedstawienia Versus w reżyserii Radosława Rychcika w Teatrze Nowym.  Według wstępnych informacji, uzyskanych przeze mnie podczas konferencji prasowej festiwalu Boska Komedia, spektakl spodobał się zagranicznym gościom do tego stopnia, że artyści zostaną zaproszeni do Stanów Zjednoczonych na pokazy teatralne w  2010 roku.

Wolna amerykanka
Z foyer dobiega muzyka: dramatyczna i nieco mroczna, ale przy tym spokojna, powolna, snująca się. Na scenie, przypominającej ring lub estradowe podium, na tle czerwonego tła stoi Maria (Natalia Kalita). Ma na sobie czarną koszulkę i czarne matki, brązowe rajstopy oraz czarne buty na bardzo wysokim obcasie. Wygląda sztucznie, bardziej jak lalka niż jak człowiek. Spektakl zaczyna się wstępem opisującym, czym jest „wolna amerykanka" w mieście Chicago. Jest to etiuda w wykonaniu Kality, pierwsza i nie ostatnia w spektaklu - bowiem za takie można uznać każde kolejne „występy" aktorów, którzy - „zrobiwszy swoje" - schodzą ze sceny. Maria zachowuje się jak marionetka - jej gra jest brechtowska, z dystansem, w spowolnionych sekwencjach. Wygląda to tak, jakby trudność sprawiało jej samo mówienie i zachowywanie się. Kalita gra głównie rękoma, wykorzystując je do zobrazowania nietypowych  stanów emocjonalnych. Widz smakuje doskonałości ikonografii... to nie prawda, że jest to widowisko sadystyczne... - cedzi słowa przez zęby. Zapowiada, co będzie w dalszej części widowiska: walka dwóch mężczyzn.

Na scenie pojawią się: Szlink (Tomasz Szuchart) z  lewej i Garga (Tomasz Nosiński) z prawej. Pomiędzy nimi staje Jane (Anna Gorajska). Szlink ma na sobie czarną koszulę i czerwone bokserki, Garga - białą koszulę i niebieskie bokserki w kratkę. Ich gra jest bardzo impulsywna, pełna napięcia, a jednocześnie - silnie zdystansowana. Grają w stronę widzów nawet wówczas, kiedy mówią do siebie (oprócz sceny pocałunku). Szlink wypowiada Gargowi walkę, a Jane nagle wskakuje na Schlinka i całuje się z nim namiętnie. Szlink „zdejmuje z siebie" dziewczynę i silnym ruchem zrzuca ją na podłogę, tak, że Jane z hałasem upada na kolana. Następnie chwyta ją za szyję. Chciałby ją kupić. Garga chętnie sprzeda dziewczynę za... Thaiti.

W kolejnej sekwencji Maria myje na kolanach całą podłogę, fragment po fragmencie. Jej ruch jest mechaniczny, a ona - skrupulatna: posuwa się najpierw wzdłuż sceny, to przodem, to tyłem do publiczności, a później - jeszcze raz czyszcząc te same miejsca - wszerz.. Maria myje podłogę w rytmie utworu, ewokującego klimat chicagowskich klubów nocnych z sprzed kilku dekad. Jest to bardzo długa, kilkuminutowa scena. Później słyszymy jak głośno sapie. W końcu zaprzestaje tej czynności. Wchodzi Garga, a za nim Szlink. Rodzeństwo rozmawia ze sobą - Maria opowiada Gardze, jak to się stało, że pracuje przy sprzątaniu. Następnie wszyscy stają w jednym rzędzie i kołyszą się przy dźwiękach narastającej muzyki. Dziewczyna opowiada o tym, jak Szlink napluł jej w twarz. Występuje krok do przodu i bije się w twarz raz jedną, raz drugą ręką, tak że ona wykrzywia się od bólu, słychać plaskanie dłoni. W końcu mężczyźni powstrzymują ją od tego.

W chińskim burdelu
Na scenę wchodzą Szlink, Maria i Jane. Maria ze Szlinkiem po prawej stronie rozmawiają o miłości, trzymając się za ręce. Oboje wyglądają jak wyrwani z „innego świata" - Maria mówi dziwnym głosem, słowa wypowiada powoli - jakby miała jakieś zahamowania. Opowiada głównie o pięknie sawanny, którą widziała. Jane stoi po prawej stronie. Ma na sobie jedynie czarny stanik i pięć par majtek: na wierzchu fioletowe, pod spodem czerwone, różowe, jasnofioletowe, białe, a także czerwone buty. Jest prostytutką w chińskim burdelu - tak ułożyła sobie życie. - „Jest coraz gorzej" - mówi, ściągając kolejne matki i pozostawiając je rozciągnięte pomiędzy kolanami. Robi to sekwencyjne, mechanicznie, jak manekin - na początku wzbudza więc rozbawienie, lecz gdy staje się coraz bardziej zmęczona i bezładna, przestaje wywoływać śmiech, a jej los jawi się jako przykry i okrutny zarazem.            
                                  
W kolejnej scenie, zapowiedzianej jako Garga myśli o Szlinku, Garga zaczyna telepać się i charczeć. Jego całe ciało drży, a oczy ma podkrążone, podbite. Wygląda jakby przed chwilą właśnie opuścił szpital dla nerwowo chorych. Również stan psychiczny Jane wymagałby poprawy. Jane wchodzi na scenę w białym szlafroku, Szlink przynosi jej mikrofon,  na oczy zakłada czarną opaskę, zdejmuje szlafrok i zostawia ją samą, nagą, w obecności publiczności. Jane zaczyna śpiewać a capella piosenkę Kaliny Jędrusik S.O.S. Początkowo spokojnie, później, wraz ze słowami refrenu: Ratunku, ratunku, na pomoc ginącej miłości/ Nim zamrze w niej puls pocałunków/ i tętno ustanie zazdrości/ Ratunku, ratunku, na pomoc ginącej miłości/ nim głosu jej zbraknie i łez/ SOS SOS, śpiewa coraz głośniej, krzyczy, chciałaby, żeby ktoś ją usłyszał. W końcu staje się żałosna, zrozpaczona, samotna - jest tylko „aktoreczką", która wychodzi, aby „wykonać" swój występ i zejść ze sceny, niepokochana.

Jestem Garga: Garga, Garga, Garga, Garga
Garga i Maria rozmawiają o Szlinku. Rozmowa odbywa się przy stylizowanej na lata 60-te piosence 100 hundred days, 100 hundred nights Sharon Jones & The Dap-Kings i szybko przekształca w taniec - najpierw pełen beztroskiej zabawy i serdeczności, później - namiętności, następnie - złości, agresji    i nienawiści. To obraz damsko-męskiej relacji, ulegającej różnym przekształceniom. Aktorzy tańczą z dystansem - sceny to zabawne stop-klatki, podczas których bardzo wyraźnie widać ich różne miny i poszczególne gesty. Równie ciekawa jest etiuda  Szlink i Garga nie widzeli się od trzech tygodni, w której Garga kilkakrotnie wiesza się na Szlinku i  spływa w dół - Szlink stoi niewzruszony. Następnie mówi wprost do Szlinka, wprost do jego ucha, w sposób bardzo poetycki. Proponuje mu, żeby się napił, twierdzi, że wówczas - będzie kochał. W chwilę potem obaj leżą na podłodze i śmieją się do siebie, robią rożne miny - przede wszystkim Garga, z którego naśmiewa się Szlink. Następnie jesteśmy świadkami Ślubu Gargi i Jane w obecności Szlinka. Jane opowiada, jak razem z Gargą udała się do szeryfa, aby wziąć ślub. Jest podekscytowana, mówi coraz szybciej, coraz głośniej. Garga również. Wydaje się, że to ważne wydarzenie, jednak w trakcie pojawia się również inna informacja: dwukrotnie sprzedano to samo drzewo - informuje Szlink. Garga, a później Szlink padają przodem na podłogę. Kiedy wstają, Garga zaczyna rozpatrywać sytuację filozoficznie. Jest pełen emocji, chwyta się za twarz w geście przestrachu, Szlink zaś oblizuje wierzchnią stronę dłoni językiem.

Kolejne sceny przynoszą coraz bardziej nieoczekiwane sytuacje: przygotowanie Gargi do walki (jak we wstępie recenzji), upadek moralny Marii (Maria zostaje dziwką - opowiada o tym, wykonując ciałem odpowiednie ruchy. Szlink mówi jej, że ją kocha. Nie chce, żeby tak żyła. Maria mówi, że kocha go „jak wściekła suka", chciałaby, żeby jej zapłacono, płacze, lecz „to nie łzy, to mgła") oraz zaistnienie miłosnej relacji między kobietami (To etiuda ze ściąganiem sobie wzajemnie ubrań, podciąganiem ubrań, przenoszeniem siebie z jednego miejsca na inne. Sekwencja powtarza się kilka razy. Najpierw z dystansem, czasem z wahaniem albo ze złością aż do miłosnej ekstazy. W końcowym fragmencie Jane leży na podłodze z butem w ustach). Następnie widzimy jak Garga wraca do więzienia po trzech latach i zastaje Jane na podłodze, pyta, co się z nią stało, a ona odpowiada, że zawsze widziała, że tak z nią będzie. Garga próbuje namówić ją na powrót do domu. Jane wstaje. Chciałaby, żeby ktoś odprowadził ją do domu. Prośbę kieruje w stronę widowni, ale nikt się nie zgłasza. Zachęca kilkakrotnie, coraz bardziej namolnie, krzyczy i płacze. Bezskutecznie.

W kolejnej etiudzie Garga mówi Marii, że ją kocha, chociaż musi patrzeć na jej splamioną twarz. Maria jednak kocha siebie taką, jaką była dawniej, a nie taką, jaką teraz kocha ją Garga. W jednej z ostatnich scen wszyscy razem (od lewej: Jane, Szlink, Garga i Maria) zaczynają robić różne ćwiczenia, odliczają, ruszają głowami. Jane „wydaje z siebie głos". Pod koniec zastygają w różnych pozach. Szlink i Garga omawiają swoją znajomość - to scena przedostatnia. Garga mówi, że kocha Szlinka, nadal marzy o Thaiti, o tym, że będzie palił tytoń. Szlink cieszy się razem z nim. Później następuje już tylko Śmierć Szlinka. Garga i Jane po lewej, Maria i Szlink po prawej. Szlink zostaje  pada na scenę. Maria klęka przy nim i zaczyna toczyć jego ciało to w jedną, to w drugą stronę po podłodze, jakby myślała, że to go ożywi. Coraz mocniej płacze aż przechodzi to w żałosne, silne, ale znów całkiem sztuczne wycie. Garga i Jane przez ten czas stoją niewzruszeni, wpatrzeni „w jakiś punkt ponad widownią", w dal. Ostatecznie Maria leży na podłodze ze Szlinkiem, którego kładzie na swoich nogach. W tle muzyka: przyjemna, narastająca, dynamiczna, raczej podniosła niż tragiczna - zagłuszająca płacz nieszczęśliwej.

Bardzo interesujący
Verus w reżyserii Radosława Rychcika to spektakl, w którym świetnie odniesiono się do koncepcji „gry aktorskiej" i przedstawiania fabuły dramatów na scenie, proponowanej przez Bertolta Brechta. Rychcik z pierwotnego tekstu wyjął to, co wydawało się mu mniej istotne. Wyselekcjonowanie kwestii pozwoliło na uzyskanie przejrzystości i klarowności, jak również na wysoce artystyczne, sceniczne „opracowanie" poszczególnych fragmentów. Przykładowo: sam kilkuzdaniowy wstęp został rozbudowany do kilkuminutowego, świetnego monodramu. Skróty wiązały się również z pozostawieniem czterech z piętnastu występujących w dramacie postaci: Szlinka, Georga Gargi, Marii Gargi, jego siostry i Jane Lary, jego przyjaciółki.

Zarówno poszczególne działania i słowa postaci, jak i całe sytuacje sceniczne zostały wyizolowane. Aktorów cechuje wysoka świadomość gry, która stanowi przekaz sam w sobie - treść i komentarz do sytuacji. Zarówno gest, zachowanie się, jak i słowo są dla aktorów problemem - mają oni trudności z wypowiadaniem się i poruszaniem się. Kierunek zachowań bohaterów często jest odwrotny do tego, którego można by się spodziewać - gwałtowny, nieoczekiwany. Gesty i mimika są groteskowe, przesadne, wymyślne, twarze są jak maski, a ciała stają się jedynie narzędziami do opowiadania o czymś, „narzędziami" pokazu, występu, sztuki. Dlatego można z nimi robić wszystko - rzucać nimi, bić je, rozciągać, ściskać, również w sposób mechaniczny, bezmyślny, bezuczuciowy - dla zaistnienia samej czynności. W końcu jednak ciała zużywają się, mają dojść, odmawiają posłuszeństwa. Również własne uczucia podają aktorzy w formie „opracowanej", aspontanicznej, nierealnej.

Akcja zostaje przerywana przez komentarze z głośników. Także kostium ma tu znaczenie - wykorzystany do stworzenia absurdalnych sytuacji (np. ściąganie i zakładanie po kolei pięciu par majtek przez Jane, naciąganie, szarpanie stroju drugiej kobiety, uchwycenie buta w usta itd.). Strój staje się po części rekwizytem, pozwalającym na obalenie ewentualnego przekonania widza co do autentyczności przedstawianego widowiska (a więc tym samym teatru jako sztuki imitującej rzeczywistość). Widać zamysł w doborze kostiumów: Maria i Szlink ubrani są na czarno, Jane i Garga - na biało, zgodnie z tym, jakie tworzą pary. Dzięki temu również późniejsze ustawienia postaci na scenie (np. w Śmierci Szlinka), tworzą kolorystyczną spójność. Świetnie wycinają się oni na tle czerwieni - barwy energetycznej: miłości i żywiołowości z jednej strony, agresji i walki - z drugiej. Muzyka dobrana została zgodnie ze stylem - czujemy się jak w chicagowskiej gęstwinie (dżungli) miast. Widać, że autor nie tylko ma coś do przekazania, ale też wie, jak zrobić to w najlepszy sposób. Oczywiście nad każdym świeżym spektaklem trzeba jeszcze pracować: minusem jest tu np. czas trwania niektórych scen. Scena z myciem podłogi po chwili zaczyna silnie nużyć (chociaż jej długość nie jest jak się domyślam dziełem przypadku). Podobnie etiuda miłosna między dwoma kobietami. Za krótka wydaje się natomiast ta, w której Garga drży na całym ciele.

Bardzo interesująca - tak można określić próbę zmierzenia się przez Radosława Rychcika z obrazem miasta i człowieka, zawartego w dziele Brechta. W inscenizacji Rychcika Chicago to miasto, w którym trzeba sobie radzić: walką, ciężką pracą, sprzedawaniem własnego ciała. Miasto, w którym nie ma miejsca na miłość, a nawet jeśli jest, to zawsze niepełna, udawana, pełna komplikacji. Spektakl fascynuje pomysłem - kondensacja, przy jednoczesnej silnej ekspresyjności aktorów, owocuje przekazaniem najważniejszych kwestii dramatu oraz teoretycznych tez Brechta co do sztuki aktorskiej. Ważna jest tu spójność całości, jedna, bardzo wyraźna linia stylowa w grze aktorskiej i doborze kostiumów. Również pomysł na pokierowanie aktorów był bardzo dobry - rozpiętość gestów i sytuacji jest dosyć szeroka. Wydaje się, że tak wiele etiud-scen może wprowadzić znużenie, monotonię, dysonans. Na szczęście jednak spektakl Rychcika ewokuje wręcz odwrotne nastroje i w miarę kolejnych sekwencji - apetyt na sztukę rośnie. Tego nie można nie zobaczyć.

Teatr Nowy
Bertolt Brecht
"Versus" na podst. „W gęstwinie miast"
Reżyseria: Radosław Rychcik
Choreografia: Dominika Kanpik
Obsada:
Jane - Anna Gorajska,
Maria - Natalia Kalita,
Garga - Tomek Nosiński
Szlink - Tomek Szuchart
Premiera: 7 grudnia 2008

Alicja Jasiók
(alicja.jasiok@dlastudenta.pl)


Słowa kluczowe: festiwal boskiej komedii versus radosław rychcik teatr nowy
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Marat/Sade, Wrocławski Teatr WspÃłłczesny
Marat/Sade - recenzja spektaklu

Wrocławski Teatr Współczesny zaprasza na nowe przedstawienie w reżyserii Marcina Libera. Czy warto się wybrać?

Szewcy - recenzja spektaklu [Teatr Polski we Wrocławiu]
Szewcy - recenzja spektaklu

Jak prezentuje się spektakl "Szewcy" w Teatrze Polskim we Wrocławiu?

odmet
Odmęt - recenzja festiwalowa

Powrót do krainy wyobraźni zainteresuje nie tylko najmłodszych.

Polecamy
lazarus
Lazarus - recenzja spektaklu

Czy warto zobaczyć ostatnie dzieło Davida Bowiego we wrocławskim Capitolu?

I come to your river: Ophelia Fractured - recenzja spektaklu

Oceniamy tragedię Szekspira w interpretacji Studia Kokyu.

Polecamy
Ostatnio dodane
Marat/Sade, Wrocławski Teatr WspÃłłczesny
Marat/Sade - recenzja spektaklu

Wrocławski Teatr Współczesny zaprasza na nowe przedstawienie w reżyserii Marcina Libera. Czy warto się wybrać?

Szewcy - recenzja spektaklu [Teatr Polski we Wrocławiu]
Szewcy - recenzja spektaklu

Jak prezentuje się spektakl "Szewcy" w Teatrze Polskim we Wrocławiu?

Popularne
Zmarł Dariusz Siatkowski
Zmarł Dariusz Siatkowski

11 października, w wieku 48 lat, zmarł znany polski aktor, Dariusz Siatkowski. Przyczyna śmierci nie jest znana, jak poinformował Teatr im. Jaracza w Łodzi, gdzie przez ostanie lata pracował aktor, śmierć nastąpiła nagle w jednym z hoteli poza Łodzią.

Makbet - kondycja mordercy
Makbet - kondycja mordercy Kraków

Napisana około 1606 roku tragedia Williama Shakespeare’a jest jednym z lepszych dramatów o "ciemnej stronie ludzkiej duszy". Jak poradził sobie z nim Andrzej Wajda, reżyser spektaklu w Teatrze Starym?

W przeddzień czegoś większego
W przeddzień czegoś większego

Z Bartoszem Porczykiem - zwycięzcą Przeglądu Piosenki Aktorskiej w 2006 oraz twórcą spektaklu "Smycz", która stała się ważnym wydarzeniem na kulturalnej mapie Wrocławia - o pracy w teatrze i planach na przyszłość rozmawia Marcin Szewczyk.