Boska Komedia na start!
2008-12-08 08:41:04 | KrakówKontrowersje pod Bramą Floriańską, spotkanie ze znanym europejskim filozofem, kobieta femme fatale, a jednocześnie perwersyjna prostytutka. Na koniec rozważanie na temat współczesnej tolerancji i równości rasowej. To tyle i aż tyle, można było przeżyć podczas pierwszego dnia rozpoczętego w piątek krakowskiego festiwalu teatralnego Boska Komedia.
Festiwal Boska Komedia rozpoczął się niezwykłą podróżą ulicami Krakowa zainspirowaną poprzez dantejskie kręgi, uwspółcześnione wierszami studentów krakowskiej PWST. Kolejne stacje były okazją do zaprezentowania zgromadzonym współczesnej wersji Dantego. Ogromne kontrowersje wzbudził happening rozgrywany przy Bramie Floriańskiej. Elegancko nakryty stół, kelnerzy we frakach, wykwintne wino, a przy stole... bezdomni. Akcji towarzyszył poza wzruszeniem, olbrzymi sprzeciw.
Z przystanku na przystanek tej teatralno - poetyckiej podróży topniała liczba widzów. Nie za sprawą znudzenia czy zniechęcenia, ale poprzez brak jakiejkolwiek informacji, gdzie będą odbywać się kolejne zdarzenia. Happeningi budziły różnorakie uczucia, były wśród nich zdarzenia ciekawe i intrygujące, jak również kompletnie niezrozumiałe.
Po wstrząsie happeningiem studentów, nadszedł czas na duchowy kontrapunkt festiwalu. Spotkanie z Jeanem Luckiem Marionem - nie tylko wybitnym i odważnym współczesnym filozofem, ale także mistrzem duchowym dla wielu swoich uczniów w całej Europie. Seminarium Mariona to nie tylko wykład, ale udział w duchowych, niemalże religijnym rytualnych rozważaniach nad „Medytacjami" Kartezjusza.
Pierwsze akcje festiwalu budziły skrajne emocje i wprawiały zgromadzonych w nie lada zakłopotanie. Po kilku godzinach nadszedł czas na projekcje pierwszego spektaklu tegorocznego przeglądu. „Lulu" w reżyserii Michała Borczucha na deskach Narodowego Teatru Starego pokazał, jak bezlitośnie, ironicznie i okrutnie można pokazywać ludzkie pragnienia.
Lulu w wieku siedmiu lat zostaje znaleziona na ulicy przez Schigolcha i staje się towarem przechodnim. Kolejni kochankowie bądź mężowie nazywają ją różnymi imionami, przebierają w różne kostiumy. Lulu rozsiewa fatum - mężczyźni (i kobiety), których napotkała na swojej drodze, giną. Ich śmierć ukazana jest beznamiętnie: na ścianie pojawia się nazwisko (projekcja) skreślane równą kreską. I już Lulu gotowa jest do następnej roli.
Jestem dla niego tylko prezerwatywą - kwituje relację łączącą ją z jednym z jej kochanków-klientów.
Wielu po spektaklu dopatrywało się w Lulu uosobienia femme fatale. Zastanawia młodość głównej bohaterki, co sugeruje jakoby spektakl był głośnym krzykiem w sprawie tragedii ofiar pedofilii. Żadnej tajemniczości, niedopowiedzeń, podniecającej aury erotyczności, atrakcyjności, perwersji. Reżyserowi nie chodzi o łatwe współczucie dla ofiary - Lulu. Odziera ją w pewnym sensie z przesłony zakazanego owocu.
Spektakl ryzykowanie trwa na granicy między komedią, a tragedią. Po kilku „przejściach" Lulu wraz z Schigolchem (Jacek Romanowski) i Alwą, ucieka do Londynu, gdzie zarabia na siebie (i mężczyzn oczywiście) prostytucją. Z ekskluzywnej prostytutki staję się uliczną dziwką, i chociaż przyjmuje tą transformację jako coś oczywistego, to jej los może wzruszać. Na końcu mimo spodziewanego happy endu, Lulu zostaje zamordowana przez londyńskiego Kube Rozpruwacza. I ta scena jest prześmiewczo - tragiczna, jak śmiech samej Lulu podczas agonii.
I mogłoby się wydawać, że ten spektakl nie budzi emocji. Wprost przeciwnie. Gdy Alwa (Krzysztof Zarzecki) przychodzi do Lulu z walizeczką pełną akcesoriów z seks-shopu, przywiązuje Lulu do łóżka, przebiera się w skórzane majtki z podwiązkami, smaruje żelem i wymachuje wibratorem, budzi to śmiech. Tak jak beznamiętne jęki Lulu.
„Interracial", pierwszy spektakl zaprezentowany na festiwalu z szeregu zagranicznych produkcji zdecydowanie różnił się od europejskich stylem i prowadzeniem narracji. Głównym przesłaniem spektaklu jest temat różnic rasowych, oraz kulturowych. Przeplatające się opowieści o miłości, zbrodni i wybaczeniu przerywane są komentarzami i dyskusjami postaci, aktorów i reżysera. Opowieść jest naznaczona problematyką brutalnej historii kolonizacji Afryki, istniejących antagonizmów między czarnymi i białymi, rasizmu, oraz możliwości(lub niemożliwości) wybaczenia i przemiany.
Spektakl niszczy mit o współczesnej równości rasowej i podważa ideę o zatarciu różnic. Kluczem do przekroczenia koła przemocy wydają się postulowane w finale opowieści: prawdziwa skrucha i szczere przebaczenie Czy są one jednak możliwe w rzeczywistości skoro w finale spektaklu reżyser pyta: „dlaczego zawsze my musimy przebaczać", a potem krzyczy: „Fuck white people!"?
„Interracial" ze względu na długość, wielowarstwowość i pozorną chaotyczność stawia pewien opór w odbiorze. Jest to jednak z pewnością ciekawa - zarówno pod względem teatralnych, jak i tematycznym - propozycja, choć na obu polach pozostawia poczucie pewnej niedoskonałości. Całe szczęście „Interracial" próbuje uciec od finalnego „kochajmy się", którego można by się obawiać, przez co zakończenie może budzić kontrowersje.
Grzegorz Michalski
(grzegorz.michalski@dlastudenta.pl)