Gdyby tylko nie ta pogoda...poArtBoomowe refleksje
2009-06-23 10:28:38 | KrakówFestiwal Sztuk Wizualnych ArtBoom dobiegł końca. Przez dwa tygodnie Krakowianie mieli okazję zapoznać się z aktualnymi trendami w sztuce nowoczesnej.
Mogli doświadczać tejże sztuki, brać udział w ciekawych prelekcjach i dyskusjach oraz oglądać filmy wyświetlane w ramach festiwalu. Poza drobnymi i w zasadzie mało istotnymi mankamentami, ArtBoom okazał się sukcesem i osiągnął swój cel.
20 artystów, ponad 20 ich dzieł, nietuzinkowych i zaskakujących, zwracających uwagę przechodnia. Frekwencja w tym wypadku jest niepoliczalna - ale to właśnie mają do siebie festiwale, których instalacje znajdują się w przestrzeni miejskiej. Na spotkaniu kończącym festiwal organizatorzy mówili o 100 000 odsłon strony internetowej z informacjami na temat prac pokazywanych w ramach ArtBoom Festival. To bardzo duża liczba, biorąc pod uwagę, że sam festiwal trwał tylko dwa tygodnie, a ze względu na jego charakter, z jego instalacjami można było bliżej zapoznać się w zasadzie tylko w dwa weekendy, gdyż w ciągu tygodnia mało kto wybiera się na spacer po naszym pięknym mieście. Zatem jest to niewątpliwy sukces. Ponadto, w Krakowie, podczas trwania festiwalu miały miejsce różne inne eventy, takie jak chociażby Wianki czy konkurs Zaczarowanej Piosenki Fundacji Mimo Wszystko, które zgromadziły w mieście dodatkowe rzesze ludzi. Te tłumy musiały natknąć się na „ArtBoomowe" instalacje, co jednoznacznie podwyższyło „odsłony" (jeśli można użyć tego słowa) instalacji festiwalowych. Bez wątpienia nie było osoby na krakowskim Rynku, która nie zwróciłaby uwagi na zaparkowany w rogu Rynku przy ulicy Sławkowskiej samochód z kajakiem na dachu - dzieło Romana Signera, czy nie zobaczyłaby białego, otwartego sarkofagu/trumny zaraz przy Ratuszu, przerobionego/przerobionej na latrynę.
Do pełni szczęścia i kompletnego sukcesu zabrakło mi dwóch elementów układanki - pogody i promocji. Na pogodę, co oczywiste, organizatorzy wpłynąć nie mogli (chociaż wynajęcie szamana zaklinającego pogodę byłoby ciekawym pomysłem, który można by przerobić na instalację festiwalową), a w związku z tym, że ArtBoom rozgrywał się głównie w przestrzeni miejskiej, piękny i deszczowy czerwiec odstraszył zapewne wielu od przemierzania powolnym krokiem przez Kraków i podziwiania jego atrakcji.
Co do drugiego elementu, to według mnie, promocja festiwalu była za słaba. Nie można o niej nie wspomnieć, gdyż powinna ona być trochę bardziej dopracowana, zwłaszcza, jeśli weżmie się pod uwagę, iż sam pomysł ArtBoomu zrodził się już w 2006 roku. Nie chodzi mi tu o promocję samych festiwalowych instalacji - o nie, te zwracały uwagę przechodniów i na pewno zapadały w ich pamięci. Mam na myśli promocję samej marki ArtBoom - przechodzień miał małe szanse dowiedzenia się, dlaczego np. na Plantach przy Barbakanie wisi rakieta czy zaraz obok, na Placu Matejki, jest taka czarna śmieszna górka. Co prawda liczni wolontariusze festiwalowi służyli informacją i, ubrani w różowe koszulki, byli nie do przeoczenia, ale same wystawiane eksponaty nie były opisane. Chociaż z drugiej strony to niezwykle pomysłowe i pozytywne posunięcie - organizatorzy festiwalu chcieli w ten sposób zmusić ludzi do dociekania na własną rękę, dlaczego np. na Rynku stoi samochód z kajakiem na dachu i w ten sposób pobudzali, zwykle zaniedbywaną, ludzką aktywność.
Niektóre z instalacji festiwalowych pozostaną w przestrzeni miejskiej, niektóre, jak już było wcześniej wspominane - stworzą podwaliny dla planowanego krakowskiego Muzeum Sztuki Współczesnej. Ponadto, organizatorzy wraz z partnerami zapowiadają utworzenie platformy obywatelskiej partycypacji i dyskusji na temat przestrzeni miejskiej, jej poprawiania i wzbogacania. Równocześnie ogłaszają, że na debacie się nie skończy, a poprzedzi ona jedynie konkretne działania, mające stworzyć bardziej przyjazną i przystępną przestrzeń miejską.
W podsumowaniu organizatorom Festiwalu Sztuk Wizualnych ArtBoom należy się pochwała. Instalacje przez nich zamówione i przygotowane przez świetnych artystów spełniły swój cel - zwróciły na siebie uwagę, rozśmieszyły bądź zszokowały, a w każdym wypadku przyczyniły się do tego, że krakowscy przechodnie poszerzyli swoje horyzonty artystyczne i poznali coś, czego Kraków jeszcze nie widział. ArtBoom to kolejny festiwal, który, mam nadzieje, uplasuje się na stałym miejscu w kalendarzu krakowskich cyklicznych festiwali i z roku na rok będzie coraz lepszy, dostarczając prace do Muzeum Sztuki Współczesnej, które oby powstało jak najszybciej. Niektórzy z nas już zapewne nie mogą się doczekać, co też zostanie pokazane w przyszłym roku na tym festiwalu - i to chyba jest jego najlepsze podsumowanie.
Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)