Tricky w Krakowie
2010-11-16 13:39:16 | KrakówWszyscy, którzy w piątkowy wieczór, 5 listopada, jako weekendową rozrywkę wybrali koncert Tricky’ego w krakowskiej Fabryce, z pewnością nie wyszli zawiedzeni po dwugodzinnej dawce niezwykłej energii, kumulacji niepospolitych dźwięków oraz bliskim kontakcie (dosłownym) z osobą samej gwiazdy.
Tricky, legendarna postać bristol sound, głos Massive Attack, a przede wszystkim, jak mieliśmy okazję się przekonać, mistrz w tworzeniu mrocznego, niepokojącego klimatu podczas swoich występów. Z tym, co działo się na scenie, korespondowało samo wnętrze klubu, który mieści się w byłym budynku Fabryki Oscara Schindlera. Surowość i minimalizm przestrzeni były idealnym dopełnieniem transowej aury płynącej ze sceny.
Adrian Thaws podczas koncertu przekazał mikrofon Franky Riley, którą usłyszeć możemy na płycie „Mixed Race”, promowanej podczas listopadowych koncertów w Polsce. Sam natomiast oddał się jakby kontemplacji jej śpiewu i grze muzyków, skupił się na ekstatycznym tańcu i trafnych wokalnych dopowiedzeniach – śpiewanych cichym, mrukliwym szeptem, czasami wykrzykiwanych. Był przy tym niezwykle obecny, doprowadzał tłum do szaleństwa, hipnotyzował. Czas trwania wielu utworów został wydłużony, ciągnęły się one w nieskończoność, ale zabieg ten był kontrolowany i zamierzony. Publiczność odpływała wraz z dźwiękami muzyki, zatapiała się w nich do granic możliwości.
Koncert rozpoczął się od instrumentalnej, skróconej wersji „You Don’t Wanna” (choć zniecierpliwiona oczekiwaniem publiczność, gdy rozległy się dźwięki utworu „Plus i minus” Kalibru 44, była przekonana, że show już się zaczęło). Dźwięki „You Don’t Wanna” szybko przeszły w „Puppy Toy”, utwór otwierający płytę „Knowle West Boy". Dwugodzinna tracklista koncertowa była kompilacją utworów znanych i sprawdzonych z tymi pochodzącymi z nowej płyty „Mixed Race”. Muszę przyznać, że w wersji na żywo wypadają one rewelacyjnie. Mam tu na myśli przede wszystkim fantastyczny, porywający „Murder Weapon" i „Kingston Logic". Usłyszeliśmy też, świetne jak zawsze numery „Girls” z płyty „Blowback” i „Overcome” z debiutanckiego krążka „Maxinquaye”. Franky Riley i Tricky stworzyli świetny duet, idealnie się uzupełniali – ona ze swym zmysłowym, kuszącym głosem, on ze swymi charakterystycznymi szeptanymi, często rapowanymi partiami.
Ważnym elementem występu Tricky’ego, a z pewnością najbardziej emocjonującym, był kontakt wokalisty z publicznością. Podczas instrumentalnej wersji „Evolution Revolution Love” artysta zszedł ze sceny, by przejść przez tłum fanów, poklepując ich po plecach i przytulając. Gest niezwykle szczery, naturalny. Publiczność była już w tym momencie zachwycona niemalże do granic możliwości, które zostały osiągnięte podczas „Ace of Spades”, kiedy Tricky zaprosił na scenę tych wszystkich, którzy mieli na to ochotę (a tych nie brakowało). Istny szał, niezwykła, rzadko spotykana symbioza artysty i fanów. Gest ten został powtórzony podczas bisowego, wydłużonego „Past Mistake”. Wtedy ekstaza sięgnęła zenitu. Fani unosili Tricky’ego na fali rąk, on wykrzykiwał do mikrofonu mroczne „Come!”, dźwięki unosiły się niespiesznie, tłum przed sceną zatopił się w prawdziwej magii chwili.
Tricky to prawdziwy czarodziej. Porywa, zachwyca, zaraża energią, hipnotyzuje głosem. Aranżacja koncertu, niepokojąca, zatopiona w ciemności, a przy tym spontaniczna sprawiła, że publiczność całkowicie zatopiła się w dźwiękach muzyki i mocnych, ale też często subtelnych wokalach, bez pamięci. Artysta stworzył klimat bardzo intymny, dzięki czemu każdy mógł poczuć, że bierze udział w czymś wyjątkowym, a nie w czysto komercyjnym i masowym. Brawo.
Dominika Dynia
(dominika.dynia@dlastudenta.pl)
fot. www.trickysite.com