Hey w Studio
2009-12-18 10:25:02 | Kraków18 grudnia Hey rozpoczyna
dwudniowy koncert nad Wisłą. W krakowskim klubie Studio Nosowską i spółkę
będzie można zobaczyć zarówno w piątek jak i w sobotę. Koncerty odbędą
się w ramach trasy "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!" promującej
najnowszą plytę zespołu. Warto dodać, że koncerty będą ostatnimi w tym roku.
Długo trzeba było czekać na nową
studyjną płytę Hey. W tym czasie zespół wydał album z zapisem koncertu
MTV Unplugged – świetnie przyjęty przez krytykę i publiczność
(trzykrotna platyna). Był to zarazem rodzaj podsumowania dotychczasowej
działalności, prowokujący do nowego otwarcia... Przynosi je „Miłość!
Uwaga! Ratunku! Pomocy!”. Płyta, na której grupa wkracza w zupełnie
nowe dla siebie rejony. „Hey nie składał ślubów odnośnie stylistyki, w
jakiej będzie się poruszał” – deklaruje Katarzyna Nosowska,
charyzmatyczna wokalistka grupy.
„Od lat chętnie zapraszamy
publiczność na imprezę, ale nie obiecujemy, że zawsze będziemy podawali
te same trunki i potrawy. Bez publiczności bylibyśmy nikim, jednak
elementarna uczciwość nakazuje podążanie za tym, co w danym momencie
czujemy, a nie za oczekiwaniami z zewnątrz”. Wtóruje jej gitarzysta i
współkompozytor większości materiału, Paweł Krawczyk: „To kwestia
wewnętrznego imperatywu, czuliśmy że tak trzeba zrobić. Świat
idzie do
przodu, ludzie się rozwijają – i zespół też. Czasami skomponuję na
gitarze jakiś fajny motyw, który brzmi tak klasycznie, że od razu wiem,
że trzeba go czymś złamać. Na przykład bardziej elektroniczną sekcją.
Zagranie go tradycyjnie nie byłoby niczym ciekawym, byłoby powielaniem
przeszłości”. Muzycy sięgnęli więc po nowe brzmienia, starając się
generować je w naturalny sposób. „To w dalszym ciągu jest praca
moich rąk, tylko że czasami nie na akustycznym bębnie, tylko gumowym padzie” – mówi perkusista, Robert Ligiewicz.
„Gramy
na żywo, tyle że innymi brzmieniami”. Krawczyk z kolei opowiada o
fascynacji klasycznymi instrumentami klawiszowymi (jak Moog czy
Wurlitzer), a drugi gitarzysta, Marcin Żabiełowicz, o tym że liczne na
płycie gitary czasem brzmią zupełnie nie gitarowo. Na instrumentach
klawiszowych grało
w sumie kilka osób: obaj gitarzyści, producent
albumu, a gościnnie Przemek Myszor (z Myslovitz) i Jarosław Jóźwik
(Łąki Łan oraz UniSexBluesBand). Duże wrażenie robią partie wokalne.
Wielogłosowe i wielowymiarowe w porównaniu
z tym, co w Hey było
dotychczas. Duża w tym zasługa nowego producenta
, Marcina Borsa, który pracował z Nosowską przy jej solowej płycie „UniSexBlues” i albumie z piosenkami Agnieszki Osieckiej.
„Nie
ukrywa, że była osobą zachęcającą do tego, aby przynajmniej zakosztować
współpracy z kimś innym” – opowiada wokalistka, która opracowała
efektowne partie już na etapie domowych nagrań demo. „Byliśmy bardzo
związani z Leszkiem Kamińskim. W momencie realizacji każdego nowego
projektu był niemal członkiem zespołu. Wiedziałam jednak, że tym razem
chcę nagrywać wokale z Borsem. Zrobiłam z nim dwie płyty i wiem, że on
dysponuje jakimś tajemniczym zaklęciem, które potrafi wycisnąć ze mnie
więcej, niż wydaje mi się, że potrafię. Rzeczy, które w domu były
zaśpiewane spod żebra, po cichu, na płycie podane są z maksymalnym
nakładem emocji. Pomyślałam, że Hey też zasługuje na to, żebym się
otworzyła, bo dotychczas śpiewałam tu dwiema barwami”. Samo wykonanie
to nie wszystko. Zwracają uwagę teksty. Bardziej poważne niż na
wcześniejszych płytach Hey, bardziej refleksyjne... „Tak naprawdę
uświadomiła mi to koleżanka, która też jest autorką” – wyznaje
Nosowska. „Stwierdziła, że po raz pierwszy nie puszczam w tekstach oka.
Że nie ma tu zabawy ze słowem, ironicznego podejścia do rzeczywistości
i do samego pisania... Że są to teksty
najnormalniej w świecie liryczne. Przez ostatnie cztery lata głównym
motywem w moim życiu były emocje. Intensywne emocje. Emocje były
motywem przewodnim – gdzie nie spojrzeć ludzie je przeżywali...
Ta
płyta stwarza możliwość, by rozliczyć się z emocjami, przyjrzeć im
bardziej wnikliwie i spróbować je z siebie zrzucić”. Ktoś mógłby
powiedzieć, że artystka zbliżyła się do swojej twórczości solowej,
ale... To zupełnie inna rzecz. „Projekt solowy był przestrzenią, której
potrzebowałam, by poruszać się w zupełnie dowolny, swobodny sposób, z
innymi ludźmi” – wyjaśnia Katarzyna. „Wcale nie jest powiedziane, że
ponieważ pierwsze płyty były elektroniczne, już zawsze będę
eksplorowała pod szyldem solowym te rejony. Nie – tam mogę zrobić
absolutnie wszystko. Nie jest powiedziane, że następnej płyty nie
nagram radykalnie punkowej albo z bębnami tybetańskimi... Natomiast w
zespole Hey jestem częścią zbioru ludzkiego. I trochę mnie nawet
fascynuje całe zamieszanie, ludzie sami nie wiedzą jak mają to
postrzegać”.
Równie nietypowe jak zawartość „Miłość! Uwaga!
Ratunku! Pomocy!” było miejsce nagrywania materiału. Zespół nie
skorzystał tym razem z wiejskiego domu basisty Jacka Chrzanowskiego.
Wybrał się do... Krainy Westernu. Kowbojskiego parku tematycznego
nieopodal Warszawy. „To replika miasteczka z westernów wybudowana od
podstaw w szczerym polu” – mówi Ligiewicz. „Przez cały sezon letni jest
otwarte jako atrakcja turystyczna, a my nagrywaliśmy w kwietniu, gdy
jeszcze nie było ogólnie dostępne”. Żabiełowicz: „Warunki mieszkaniowe
są tam lepsze, niż u Jacka, i już na pierwszej wizji lokalnej
stwierdziliśmy, że fajnie byłoby wybudować reżyserkę w saloonie, a
nagrywać w sali biesiadnej”. Krawczyk: „Chodziło o totalną swobodę, o
piękne miejsce na mazowieckiej równinie i że cały czas byliśmy razem,
przez miesiąc razem mieszkaliśmy”. Nosowska nie towarzyszyła
instrumentalistom. „Pojawiłam się tam dwa czy trzy razy... W Święta
Wielkanocne przywiozłam pożywienie, poza tym zajmowałam się sprawami
domowymi w Warszawie i pisałam teksty.
Czekałam na swoje
wejście, które – od początku to było dla mnie jasne – będzie miało
miejsce we Wrocławiu”. W studiu Fonoplastykon Marcina Borsa wokalistka
po raz pierwszy zjawiła się w maju. Swoje partie nagrała w trakcie
kilkunastu sesji – ostatnia odbyła się w lipcu. Całość materiału była
gotowa w połowie sierpnia 2009 roku. O tym, że jest inaczej świadczy
już pierwszy singel, „Kto tam? Kto jest w środku
?”,
o tanecznym wręcz rytmie. „To piosenka, która nie weszła na płytę
[sic!]” – mówi Krawczyk. „Z pierwotnej wersji został właściwie tylko
temat od którego się zaczyna: kiedyś grany na gitarze, teraz na
Wurlitzerze. Półtora roku temu wpadłem na pomysł, żeby to opracować
zupełnie inaczej. Chciałem zrobić prostą piosenkę – taneczną czy wręcz
dyskotekową”. Radosnym dźwiękom towarzyszy mocny tekst: „Mogę szczerze
powiedzieć, że to jest pierwszy mój tekst dotyczący przyjaźni” –
wyznaje Nosowska. „Zjawiska upragnionego przez wszystkich ludzi, ale
bardzo trudnego do zrealizowania. To tekst o zdejmowaniu ciężaru, trosk
z barków drugiej osoby...
O próbie wykrzesania z siebie
bezwarunkowych emocji w stosunku do drugiego człowieka”. W utworze
tytułowym słychać połączenie bluesowo-country’owej riffu gitary z
elektroniką. Krawczyk: „Pomyślałem, że fajnie byłoby gdyby płyta
nazywała się tak jak ta piosenka. Nie znaliśmy wcześniej tekstów i
kiedy usłyszałem to po raz pierwszy, bardzo spodobał mi się zbitek tych
słów”. Wokalistka stosuje w refrenie bardzo ekspresyjną, wykrzyczaną
partię: „Bardzo długo nie mogłam wymyślić refrenu. I we Wrocławiu, tuż
przed sesją, uświadomiłam sobie że ma to zabrzmieć właśnie tak. Bałam
się to zaprezentować Borsowi. Powiedziałam, że nie można nawet tego
nazwać melodią... Ale czułam, że tak właśnie powinno być. Byłam pewna,
że mnie pogoni, lecz stwierdził że jest OK, że nie spodziewał się
takiego rozwiązania”.
W utworze „Stygnę” słychać fascynację
folkiem, a Nosowska śpiewa kolejny tekst na serio: „Nie wolno sobie
pozwalać na nonszalancję w traktowaniu czasu. Trzeba się ze wszystkim
spieszyć – z gestem, ze słowem – bo moment ostateczny jest indywidualny
i wcale nie jest powiedziane że tożsamy ze starością”. Równie mocny
jest przekaz „Umieraj stąd”, w warstwie muzycznej inspirowanego
Beatlesami: „Szukałam zbitki słownej, która brzmiałaby gorzej niż
wulgaryzm mający na celu przegnanie kogoś ze swojej przestrzeni. Udało
się." ”Obecnie pracujemy nad tym, aby wyjątkowa płyta doczekała się
wyjątkowej oprawy koncertowej – mówi Nosowska – Nowy materiał planujemy
zagrać w całości, przygotowujemy też specjalną oprawę wizualną”. Jak
poradzą sobie z odtworzeniem studyjnych brzmień? „Pewne rzeczy, które
wygenerowaliśmy w studiu mamy
w samplerze. Reszta będzie grana na żywo”.
Instrumentami
klawiszowymi zajmie się gościnnie Krzysztof Zalewski, który będzie też
śpiewał. „Linia wokalna składa się z dwóch równoprawnych członów” –
wyjaśnia wokalistka. „Krzysiek jest osobą, która świetnie śpiewa i ma
dużą skalę. Najbardziej potrzebuję z jego głosu spektakularnych gór”.
Trasa
koncertowa „Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” rusza w połowie
listopada, a zakończy się tuż przed Świętami Bożego Narodzenia.
18/19.12.2009 rok, klub Studio
Hey, Hatifnats
Bilety: 42/47 zł