(Al)chemia Dragonsów
2008-02-28 15:56:22 | KrakówTrzech smoków, rodem z Ameryki w składzie Aram Shelton, Tim Daisy i Jason Ajemian ubiegłego wieczoru podbiło Alchemiczną publiczność. Przylecieli, wlecieli i stworzyli – wolny jazz w czystej postaci.
Chicagowskie trio jazzmanów, zostało założone w 2002 r. Ich debiutancka płyta „On Cortez” była początkiem wspólnej twórczości muzycznej. Pierwsze trasy koncertowe obejmowały głównie Stany Zjednoczone. Z czasem ich popularność zaczęła zataczać szersze kręgi. Zaangażowanie muzyków po wydaniu pierwszej płyty stało się znacznie bardziej natężone i owocne. Mimo licznych przeciwności, pasja i chęć tworzenia artystów, pozwoliła na wydanie kolejnej płyty – „Winter Break” (w limitowanym nakładzie).
W 2006 r., po dłuższej przerwie, Dragons 1976 nagrali nowy materiał, wydany jednak za oceanem – w Polsce. Niebanalna twórczość tria została więc doceniona przez europejczyków i ich wyczulone na to co najlepsze ucho.
Chicagowskie trio jazzmanów, zostało założone w 2002 r. Ich debiutancka płyta „On Cortez” była początkiem wspólnej twórczości muzycznej. Pierwsze trasy koncertowe obejmowały głównie Stany Zjednoczone. Z czasem ich popularność zaczęła zataczać szersze kręgi. Zaangażowanie muzyków po wydaniu pierwszej płyty stało się znacznie bardziej natężone i owocne. Mimo licznych przeciwności, pasja i chęć tworzenia artystów, pozwoliła na wydanie kolejnej płyty – „Winter Break” (w limitowanym nakładzie).
W 2006 r., po dłuższej przerwie, Dragons 1976 nagrali nowy materiał, wydany jednak za oceanem – w Polsce. Niebanalna twórczość tria została więc doceniona przez europejczyków i ich wyczulone na to co najlepsze ucho.
Już od pierwszych dźwięków saksofonisty Sheltona, perkusisty Daisy’ego i miarowych uderzeń kotrabasisty – Ajemiana, alchemiczna przestrzeń zamieniła się w jazzową „nadprzestrzeń”. W chwili wejścia muzycy stworzyli niewidzialną nić z publicznością. Właściwie nierozerwalną nić, bo do ostatniego dźwięku tego ponad trzygodzinnego koncertu.
Głęboki kontrabas Ajemiana i jego nietypowy sposób wykorzystania do granic możliwości instrumentu wytworzył nietypowe brzmienie. Ciekawy klimat, przy solowych wykonaniach perkusisty, stworzył Daisy. Improwizacyjne dźwięki świetnie współ harmonizowały z saksofonem Sheltona. Indywidualność każdego z artystów stworzyło poczucie totalnej koherencyjności zespołu. Brak wydumanych popisów było ich wielkim atutem.
Nikt z zespołu nie starał się wybić ponad wszystko i przez – wszystko. Współudział w tworzeniu muzyki z równoczesną indywidualnością to właśnie Dragons 1976. Po godzinnym katharsis przyszła kolej na niespodziankę. Na scenie pojawiła się dobrze znana trójka...rodem z Polski – Trio Zimpel Traczyk Rasz. Zespół okazał się świetnie do klimatu Dragons 1976.
Głęboki kontrabas Ajemiana i jego nietypowy sposób wykorzystania do granic możliwości instrumentu wytworzył nietypowe brzmienie. Ciekawy klimat, przy solowych wykonaniach perkusisty, stworzył Daisy. Improwizacyjne dźwięki świetnie współ harmonizowały z saksofonem Sheltona. Indywidualność każdego z artystów stworzyło poczucie totalnej koherencyjności zespołu. Brak wydumanych popisów było ich wielkim atutem.
Nikt z zespołu nie starał się wybić ponad wszystko i przez – wszystko. Współudział w tworzeniu muzyki z równoczesną indywidualnością to właśnie Dragons 1976. Po godzinnym katharsis przyszła kolej na niespodziankę. Na scenie pojawiła się dobrze znana trójka...rodem z Polski – Trio Zimpel Traczyk Rasz. Zespół okazał się świetnie do klimatu Dragons 1976.
Wacław Zimpel – klarnecista, z głębi wydostał ponad nią samą najczystsze dźwięki, które basista Wojtek Traczyk przechwycał. Do spójności nie potrzebował wiele perkusista – Robert Rasz, który „wgrał” się w muzykę.
Pasję i zmysłowość artystów słychać było przy każdym utworze. Improwizacja, pewna idealizacja a zarazem zadziorność. Czyste wolne trio. Na deser zaserwowano trzeci set, a więc mistrzowska „obsada” sceny – Dragons 1976 i Polskie Trio. Nawał emocji, improwizacji i genialnej harmonii. Nuta humoru, chwile nostalgii a potem wulkan intensywnych dźwięków.
Forma równa się treści. Wolny, niczym nie zmącony jazz, w wykonaniu spektakularnych muzyków, którzy miejmy nadzieję, nie zaprzestaną wspólnej współpracy. Wydanie połączonej płyty obydwu zespołów to strzał w dziesiątkę. Dodanie do siebie dwóch biegunów, w swojej indywidualnej postaci, wróży w nowatorskim jazzie pewien postęp. Kierując się przykładowo formacją Kena Vandermarka (Shelton) czy z drugiej strony - Ornette Colemana, Jimmy’ego Giuffre’a, Antona Weberna (Zimpel) i tworząc swój własny, nie wyrachowany styl – zespoły mają ogromną szansę by stworzyć coś jeszcze lepszego. Ich czysto - wolne brzmienie przy użyciu wyobraźni wpływa i cieszyć swoją muzyką. Alchemia ich twórczości może pochłonąć każdego.
Pasję i zmysłowość artystów słychać było przy każdym utworze. Improwizacja, pewna idealizacja a zarazem zadziorność. Czyste wolne trio. Na deser zaserwowano trzeci set, a więc mistrzowska „obsada” sceny – Dragons 1976 i Polskie Trio. Nawał emocji, improwizacji i genialnej harmonii. Nuta humoru, chwile nostalgii a potem wulkan intensywnych dźwięków.
Forma równa się treści. Wolny, niczym nie zmącony jazz, w wykonaniu spektakularnych muzyków, którzy miejmy nadzieję, nie zaprzestaną wspólnej współpracy. Wydanie połączonej płyty obydwu zespołów to strzał w dziesiątkę. Dodanie do siebie dwóch biegunów, w swojej indywidualnej postaci, wróży w nowatorskim jazzie pewien postęp. Kierując się przykładowo formacją Kena Vandermarka (Shelton) czy z drugiej strony - Ornette Colemana, Jimmy’ego Giuffre’a, Antona Weberna (Zimpel) i tworząc swój własny, nie wyrachowany styl – zespoły mają ogromną szansę by stworzyć coś jeszcze lepszego. Ich czysto - wolne brzmienie przy użyciu wyobraźni wpływa i cieszyć swoją muzyką. Alchemia ich twórczości może pochłonąć każdego.
Aleksandra Dudzińska
Słowa kluczowe: koncert, alchemia, dragons