Wszystkie misie lubią miód
Opis spektaklu
Spektakl w reżyserii Mikity Valadzko inspirowany jest autentyczną i mrożącą krew w żyłach historią Anatolija Moskwina, zajmującego się za dnia nauką i kulturą celtycką, a w nocy buszującego po rosyjskich cmentarzach, by wykopywać z grobów ciała małych dziewczynek. Mężczyzna wierzył, że wskrzesza dzieci i otaczał je czułą opieką, co nie zmienia faktu, że w swoim mieszkaniu urządził istne mauzoleum, z prawie trzydziestoma zmumifikowanymi ludzkimi lalkami, z którymi bawił się i które przebierał co rusz w nowe stroje.
Przedstawienie, powstałe w oparciu o sztukę napisaną przez Grzegorza Stępniaka, dalekie jest jednak od konwencji klasycznego dramatu biograficznego. Nie stara się odpowiedzieć na pytanie o motywację i psychikę Moskwina. Nie dba o ciąg przyczynowo-skutkowy, ani psychologiczne prawdopodobieństwo. Zamiast tego oferuje szaloną, momentami zabójczo zabawną, momentami przerażającą, podróż przez krajobraz wyznaczany przez martwe dziewczynki, które nagle ożywają na scenie, surrealistyczne momenty, pełne absurdalnego humoru i filmową narrację właściwą kinu inicjacyjnemu.
„Wszystkie misie lubią miód” skłania widzów do tego, żeby przewartościowali kulturowe stereotypy dotyczące rzekomo bezbronnej dziewczęcości, ukazuje płynność granic między światem żywych i umarłych, a wreszcie – prezentuje przejmującą, nie mieszczącą się w kulturowych normach – miłość w wydaniu człowieka, który sam nigdy jej nie zaznał. W stworzonym scenicznym mikrokosmosie nic nie jest takie, jakim wydaje się na pierwszy rzut oka. Moskwin nie jest patologicznym szaleńcem, wydobyte przez niego z grobów dziewczynki – nie są niewinne i naiwne, a ich rodzice – nie są zbyt przyjęci tym, co zdarzyło się z córkami. Nad wszystkim natomiast unosi się duch upiornej, pop-kulturowej, a zarazem złowieszczej zabawy językiem, teatrem, a przede wszystkim – powszechnie obowiązującymi społecznymi regułami.