Kuszenie zwierzęcia
2008-05-05 12:52:16 | KrakówPo inscenizacjach "Kuszenia cichej Weroniki" Krystiana Lupy i Józefiny Szałańskiej, przyszedł czas na spektakl młodego reżysera w Teatrze Nowym - Szymona Kaczmarka. Inspiracją do stworzenia przedstawienia stało się opowiadanie o tym samym tytule, którego autorem jest Robert Musil.
Czym kusi "Kuszenie..."?
Weronika i Johannes są u Kaczmarka postaciami enigmatycznymi i niedookreślonymi, poszukującymi i błądzącymi. Zagubieni w samych sobie i w życiu, próbują objaśnić sobie rzeczywistość, porozumieć się, przy jednoczesnej nieumiejętności nawiązania silnego kontaktu. Równie nieokreślony jest język wypowiedzi bohaterów: mówią oględnie, w sposób spontaniczny i jednocześnie - silnie irracjonalny.
Weronika to młoda, niemalże nastoletnia kobieta, energiczna, zdecydowana, mająca własne zdanie i potrafiąca go bronić. Weronika przedstawia własne, alogiczne teorie na temat różnych sfer życia człowieka, których to teorii Johannes zupełnie nie jest w stanie pojąć. Również proste historie urastają w jej ustach do rangi absurdalnych. Względem Johannesa jest równie przymilna, co stanowcza i rygorystyczna - prosi go, aby opuścił jej dom, odmawia wspólnego życia. Lubi go, lecz nie potrafi zdecydować się na wspólne życie z nim. Wolałaby, żeby umarł, wówczas jej - oddalonej od rzeczywistości nimfomance - łatwiej byłoby zacząć czuć coś do niego. Weronika chętnie bada swoje ciało, to jak ono wygląda, jak się zmienia. Potrafi urządzić jednoosobowy, tragikomiczny żałobny marsz w związku z rzekomym odejściem Johannesa, nie sprawdziwszy, czy rzeczywiście on nie żyje.
Johannes jest człowiekiem poukładanym, otwartym i spokojnym. Szczególne miejsce w jego życiu zajmuje osoba Boga, której istnienia nie potrafi jednak udowodnić, pozostawiając temat w sferze ogólników. Johannes czuje, że Weronika jest dla niego ważna jako kobieta, dlatego chciałby, aby zostawiła ciotkę i wyszła za niego za mąż. Z jednej strony jest człowiekiem spokojnym, z zasadami, silnym, z drugiej - poszukującym czy też niezrównoważonym emocjonalnie (chce popełnić samobójstwo). Czasami wpada w sen i w jakąś "zwierzęcość". Pozornie spokojny, bywa "eksperymentatorem" - przebiera się w sukienkę Weroniki, wrzuca szerszenia do pustej dziury, wlewa tam wodę, grzebie palcami. Pod wpływem silnych emocji jest w stanie włożyć dziewczynie do buzi zmiętą sukienkę.
Czerwona wykładzina i czerwony dywan na podłodze, paczka po papierosach, łóżko nakryte białą pościelą - po prawej. Odwrócona do góry nogami filiżanka przy łóżku, wiadro i szczotka przy pomalowanej na czarno ścianie oraz szklane drzwi wyjściowe po lewej - to scenografia do spektaklu "Kuszenie...". Każdy z rekwizytów znajduje właściwe zastosowanie. Najważniejszą jednak staje się dziura w podłodze - punkt, który zbiera wszystko: kurz, wodę, szerszenie. Na muzykę spektaklu, prawie w całości skomponowanej przez Dawida Rudnickiego, składa się pięć jazzowych fragmentów o onirycznej wymowie oraz piosenka Ireny Jarockiej "Wymyśliłam Cię".
Czym kusi Kaczmarek?
Spektakl Kaczmarka z kilku względów można nazwać spektaklem o ciele i seksualności. Ciało nie stoi co prawda w centrum zainteresowania reżysera, lecz jest ono elementem badanej przez Musila i Kaczmarka "zwierzęcości" człowieka. Jako temat pojawia się w kilku znaczących miejscach. Równie często reżyser sięga po metaforę snu i motyw owada - szerszenia, ujętego w postaci rekwizytu, którego bohaterowie starają się pozbyć. Owad może symbolizować tutaj coś, co bohaterowie starają się wyprzeć ze świadomości. Podobnie dzieje się z obieraniem cytryny przez Weronikę, który to owoc zjada z trudem w całości, na siłę, krzywiąc się. Jest to działanie dla samego działania, performance, medytacja po tym, co się stało, a jednocześnie przełknięcie pewnej "kwaśności", którą przyniosło jej życie, uzyskanie rześkości.
Kaczmarek zinterpretował prozę Musila w pewnej mierze w sposób awangardowy. Spektakl jest interesujący. Gra aktorów, oparta na prostych i ciekawych postawach i gestach, tworzy klarowne estetycznie, pełne znaczeń obrazy sceniczne. Aktorzy mówią głośno, są wyraziści i grają bardzo dobrze. Kierując szczególną uwagę na wykonywane gesty i posługiwanie się określonymi rekwizytami, można mówić o pewnej teatralności życia bohaterów. Za ich pomocą starają się oni poradzić sobie ze swoim "ja", zrozumieć swoją "człowieczość" i "zwierzęcość". Można tu mówić o drobnym performance wplecionym w materię spektaklu.
Scenografia minimalistyczna i wyrazista, pełna znaczeń, stanowi właściwe tło dla akcji. Również światło jest ciekawe, choć wydaje się, że jego użycie - w dużej mierze dowolne. Kolejne sekwencje muzyki "jak z dziwnego snu" budują interesującą atmosferę. Zaskoczeniem wydaje się końcowa piosenka Ireny Jarockiej, nawiązująca do estetyki dźwiękowej lat 70-tych. Choć tekstowo - poprzez motyw samotności - korespondująca z tematem samotności w sztuce, to jednak narzucająca inny kontekst estetyczny. Napięcie dramatyczne zostaje właściwie utrzymane przez cały czas trwania spektaklu.
Wydaje się, że z prozy Musila Kaczmarek wyciągnął to co najważniejsze, znajdując dla tekstu właściwą formę sceniczną. Wydaje się jednak również, że zgubił przy tym nieco filozoficzną wymowę opowiadania. Nie pogłębił również problemów i pytań ukrytych w tekście np.: problemu zahamowań erotycznych głównej bohaterki, jej skłonności do autoalienacji i nimfomanii, które Musil zawarł nie tylko w obrazie, ale przede wszystkim w języku opowiadania. Nie do końca skorzystał z perspektywy, z której bohaterka widzi świat. To perspektywa osoby o rozbudzonej wyobraźni, której psychiką kierują majaki i przeczucia i dla której punktem wyjścia do obserwacji rzeczywistości stają się przedziwne detaliczne sytuacje, wywołujące kolejne fale skojarzeń i działań. Być może można było jeszcze bardziej wyeksponować kwestię relacji między mężczyzną a kobietą, wejść w teatr psychologiczny, zamiast psychologizującego, wydobyć szczegóły i niuanse. Czasami również cięcia, które umożliwiały światło i muzyka wydawały się za częste, a duża częstotliwość kolejnych wejść i wyjść bohaterów odebrała siłę samym aktom wchodzenia i wychodzenia.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że to co zrobił Kaczmarek jest świetną, czytelną analizą relacji międzyludzkich, przedstawieniem barwnym i treściwym. Przede wszystkim zaś należy pogratulować reżyserowi odwagi w sięgnięciu po tekst, który nie doczekał się wielu inscenizacji, dobre prowadzenie aktorów i fantazję w doborze scenografii czy muzyki.
Alicja Jasiók
(alicja.jasiok@dlastudenta.pl )
Czym kusi "Kuszenie..."?
Weronika i Johannes są u Kaczmarka postaciami enigmatycznymi i niedookreślonymi, poszukującymi i błądzącymi. Zagubieni w samych sobie i w życiu, próbują objaśnić sobie rzeczywistość, porozumieć się, przy jednoczesnej nieumiejętności nawiązania silnego kontaktu. Równie nieokreślony jest język wypowiedzi bohaterów: mówią oględnie, w sposób spontaniczny i jednocześnie - silnie irracjonalny.
Weronika to młoda, niemalże nastoletnia kobieta, energiczna, zdecydowana, mająca własne zdanie i potrafiąca go bronić. Weronika przedstawia własne, alogiczne teorie na temat różnych sfer życia człowieka, których to teorii Johannes zupełnie nie jest w stanie pojąć. Również proste historie urastają w jej ustach do rangi absurdalnych. Względem Johannesa jest równie przymilna, co stanowcza i rygorystyczna - prosi go, aby opuścił jej dom, odmawia wspólnego życia. Lubi go, lecz nie potrafi zdecydować się na wspólne życie z nim. Wolałaby, żeby umarł, wówczas jej - oddalonej od rzeczywistości nimfomance - łatwiej byłoby zacząć czuć coś do niego. Weronika chętnie bada swoje ciało, to jak ono wygląda, jak się zmienia. Potrafi urządzić jednoosobowy, tragikomiczny żałobny marsz w związku z rzekomym odejściem Johannesa, nie sprawdziwszy, czy rzeczywiście on nie żyje.
Johannes jest człowiekiem poukładanym, otwartym i spokojnym. Szczególne miejsce w jego życiu zajmuje osoba Boga, której istnienia nie potrafi jednak udowodnić, pozostawiając temat w sferze ogólników. Johannes czuje, że Weronika jest dla niego ważna jako kobieta, dlatego chciałby, aby zostawiła ciotkę i wyszła za niego za mąż. Z jednej strony jest człowiekiem spokojnym, z zasadami, silnym, z drugiej - poszukującym czy też niezrównoważonym emocjonalnie (chce popełnić samobójstwo). Czasami wpada w sen i w jakąś "zwierzęcość". Pozornie spokojny, bywa "eksperymentatorem" - przebiera się w sukienkę Weroniki, wrzuca szerszenia do pustej dziury, wlewa tam wodę, grzebie palcami. Pod wpływem silnych emocji jest w stanie włożyć dziewczynie do buzi zmiętą sukienkę.
Czerwona wykładzina i czerwony dywan na podłodze, paczka po papierosach, łóżko nakryte białą pościelą - po prawej. Odwrócona do góry nogami filiżanka przy łóżku, wiadro i szczotka przy pomalowanej na czarno ścianie oraz szklane drzwi wyjściowe po lewej - to scenografia do spektaklu "Kuszenie...". Każdy z rekwizytów znajduje właściwe zastosowanie. Najważniejszą jednak staje się dziura w podłodze - punkt, który zbiera wszystko: kurz, wodę, szerszenie. Na muzykę spektaklu, prawie w całości skomponowanej przez Dawida Rudnickiego, składa się pięć jazzowych fragmentów o onirycznej wymowie oraz piosenka Ireny Jarockiej "Wymyśliłam Cię".
Czym kusi Kaczmarek?
Spektakl Kaczmarka z kilku względów można nazwać spektaklem o ciele i seksualności. Ciało nie stoi co prawda w centrum zainteresowania reżysera, lecz jest ono elementem badanej przez Musila i Kaczmarka "zwierzęcości" człowieka. Jako temat pojawia się w kilku znaczących miejscach. Równie często reżyser sięga po metaforę snu i motyw owada - szerszenia, ujętego w postaci rekwizytu, którego bohaterowie starają się pozbyć. Owad może symbolizować tutaj coś, co bohaterowie starają się wyprzeć ze świadomości. Podobnie dzieje się z obieraniem cytryny przez Weronikę, który to owoc zjada z trudem w całości, na siłę, krzywiąc się. Jest to działanie dla samego działania, performance, medytacja po tym, co się stało, a jednocześnie przełknięcie pewnej "kwaśności", którą przyniosło jej życie, uzyskanie rześkości.
Kaczmarek zinterpretował prozę Musila w pewnej mierze w sposób awangardowy. Spektakl jest interesujący. Gra aktorów, oparta na prostych i ciekawych postawach i gestach, tworzy klarowne estetycznie, pełne znaczeń obrazy sceniczne. Aktorzy mówią głośno, są wyraziści i grają bardzo dobrze. Kierując szczególną uwagę na wykonywane gesty i posługiwanie się określonymi rekwizytami, można mówić o pewnej teatralności życia bohaterów. Za ich pomocą starają się oni poradzić sobie ze swoim "ja", zrozumieć swoją "człowieczość" i "zwierzęcość". Można tu mówić o drobnym performance wplecionym w materię spektaklu.
Scenografia minimalistyczna i wyrazista, pełna znaczeń, stanowi właściwe tło dla akcji. Również światło jest ciekawe, choć wydaje się, że jego użycie - w dużej mierze dowolne. Kolejne sekwencje muzyki "jak z dziwnego snu" budują interesującą atmosferę. Zaskoczeniem wydaje się końcowa piosenka Ireny Jarockiej, nawiązująca do estetyki dźwiękowej lat 70-tych. Choć tekstowo - poprzez motyw samotności - korespondująca z tematem samotności w sztuce, to jednak narzucająca inny kontekst estetyczny. Napięcie dramatyczne zostaje właściwie utrzymane przez cały czas trwania spektaklu.
Wydaje się, że z prozy Musila Kaczmarek wyciągnął to co najważniejsze, znajdując dla tekstu właściwą formę sceniczną. Wydaje się jednak również, że zgubił przy tym nieco filozoficzną wymowę opowiadania. Nie pogłębił również problemów i pytań ukrytych w tekście np.: problemu zahamowań erotycznych głównej bohaterki, jej skłonności do autoalienacji i nimfomanii, które Musil zawarł nie tylko w obrazie, ale przede wszystkim w języku opowiadania. Nie do końca skorzystał z perspektywy, z której bohaterka widzi świat. To perspektywa osoby o rozbudzonej wyobraźni, której psychiką kierują majaki i przeczucia i dla której punktem wyjścia do obserwacji rzeczywistości stają się przedziwne detaliczne sytuacje, wywołujące kolejne fale skojarzeń i działań. Być może można było jeszcze bardziej wyeksponować kwestię relacji między mężczyzną a kobietą, wejść w teatr psychologiczny, zamiast psychologizującego, wydobyć szczegóły i niuanse. Czasami również cięcia, które umożliwiały światło i muzyka wydawały się za częste, a duża częstotliwość kolejnych wejść i wyjść bohaterów odebrała siłę samym aktom wchodzenia i wychodzenia.
Nie da się jednak zaprzeczyć, że to co zrobił Kaczmarek jest świetną, czytelną analizą relacji międzyludzkich, przedstawieniem barwnym i treściwym. Przede wszystkim zaś należy pogratulować reżyserowi odwagi w sięgnięciu po tekst, który nie doczekał się wielu inscenizacji, dobre prowadzenie aktorów i fantazję w doborze scenografii czy muzyki.
Alicja Jasiók
(alicja.jasiok@dlastudenta.pl )
Słowa kluczowe: Szymon Kaczmarek, Teatr Nowy - Kraków, recenzja