Dylematy krytyków: "Loteria na mężów..."
2007-11-14 12:02:46 | Krakówna loterii
Akcja dramatu i libretta (bo te dwie części składają się na inscenizacyjną całość), jest interesująca: Sara, Caroline i Ewa, spadkobierczynie ekscentrycznego wuja Charliego dowiadują się, że jedyne, co dostały w spadku to rzeczy na starym strychu wuja, ponieważ ten zapisał cały majątek na rzecz Klubu Wesołych Wdowców i Klubu Starych Panien. Każdy z przedmiotów, które odnajdują kobiety jest impulsem do wywołania jakiejś historii na temat wuja, każda z nich zaś prowadzi jak po sznurku do rozwikłania całej intrygi, w czym ostatecznie pomaga Sherlock Holmes. Głównym tematem jest historia ojca wuja Charliego, który chcąc ukarać swoich synów: Charly'ego i Darly'ego za swawolny tryb życia, wraz z Klubem Wesołych Wdowców i Klubem Starych Panien urządził "loterię na mężów". Swoich potomków... wystawił w niej jako fanty!
kontaminacja cake-walk i macziczy
Karol Szymanowski napisał tę operetkę w 1908 r., podpisał ją pseudonimem Whitney i schował do szuflady. Utwór nigdy nie trafił na scenę. Operetka składa się z 16 numerów muzycznych i nosi cechy muzyki Szymanowskiego tj.: harmonizacja, bogata polifonia, kontrapunkty. Żaden inny utwór nie jest w takiej mierze oparty na pastiszu i parodii, żaden też nie jest kontaminacją operetki wiedeńskiej, wodewilu, cake-walk, macziczy i innych tańców amerykańskich.
dramaturgiczny kontekst
Pomysł na inscenizację nigdy dotąd nie wystawianych fragmentów operetki Karola Szymanowskiego doświadczonemu, wyróżnionemu „Srebrnym Medalem Gloria Artis-Zasłużony Kulturze” reżyserowi około czterdziestu spektakli, Józefowi Opalskiemu, wypłynął prosto z serca. Wiele lat temu Teresa Chylińska, muzykolog i znawczyni Szymanowskiego podarowała mu taśmę z nagraniem z 1952 r. Były na niej trzy fragmenty, które ujęły go i rozbawiły jednocześnie. Ale były to fragmenty, dosyć nieskładne i cząstkowe, zbyt afabularne, żeby móc je przedstawić. Potrzebne było coś jeszcze.
teatr czy operetka?
Spektakl jest więc teatrem w teatrze, "metaopowieścią" i w tym momencie już nie tylko operetką, ale również - opowieścią o operetce, ponieważ dwupoziomowość przekazu, z których jeden - ten współczesny - jest nam bliższy, tym bardziej, poprzez kontrast, ukazuje archaiczność i przeżytek form scenicznych, z którymi na co dzień rzadko mamy do czynienia. Pomysł wstawienia fragmentów opery w teatralne ramy wydaje się z jednej strony bardzo ciekawy, z drugiej - jest dyskusyjny. Nie do końca bowiem wiadomo, mimo, że mówi się o tym, co jest ważniejsze, co tak naprawdę jest mocniejsze scenicznie: teatr czy operetka.
minimalistyczna przejrzystość z dobrymi akcentami
Scenografia "Loterii..." jest dwoistej postaci: nieruchoma, jak zawieszony ponad sceną "strych", pomieszczenia obok strychu, pojawiające się od czasu do czasu po jego bokach, w których to wybrane postacie komentują sytuacje oraz scenografia ruchoma: czerwone stołeczki, na których panowie we frakach jeżdżą po parkiecie sali, dzieci w wózeczkach, ciągniętych przez Amora, pudło z samymi kobiecymi i męskimi, nagimi nogami w kabaretkach czy majteczkach, które poruszają się w tańcu, po czym pudło zamienia się w akwarium z rybkami.
aktorzy na loterii
Aktorzy w „Loterii...” grają dobrze. Ruch aktorów "na dole", w konwencji "starej" jest precyzyjny i odpowiedni do wypowiadanego tekstu. Jedynie trzy spadkobierczynie na zawieszonym strychu pozostają nieco mniej wyraźne scenicznie, we właściwie w tym przypadku zastosowanej konwencji współczesnej. Ze śpiewem jest różnie. Ogólnie bardzo dobrze, czasami trochę za cicho. Muzyka, momentami również za cicha, lecz lekka i frywolna, grana przez Orkiestrę Opery Krakowskiej, pozostaje pod świetną dyrygenturą Piotra Sułkowskiego.
"Loteria... to chaotyczny, ciągnący się w nieskończoność zestaw scenek i pomysłów"?
Interesujące, że wśród krytyków spektakl wywołuje skrajnie odmienne opinie: Magdalena Huzarska w Polskiej Gazecie Krakowskiej /08-11-2007/ o kostiumach w "Loterii..." pisze: nie dość, że "naprawdę ładne, to na dodatek dowcipnie określały charakter bohaterów (...)". O tych samych kostiumach Joanna Targon w Gazecie Wyborczej /07-11-2007/: "A to mężczyźni wdziewają jelenie rogi, a to chórzyści we frakach jeżdżą na pluszowych falbaniastych stołkach jak na sankach. Kostiumy starają się ze wszystkich sił być perwersyjne (impresario w czerwonym cekinowym wdzianku i pudrowanej peruce)."
Reżyseria jest polem twórczej ekspresji, dziedziną, w której dokonuje się pewnych wyborów artystycznych. "I na tym strychu, czyli klatce zawieszonej nad sceną, panny pozostają, pojawiając się w świetle z morderczą regularnością" – pisze dalej Joanna Targoń. Tak jakby ta "mordercza", zegarmistrzowska wręcz regularność była czymś złym. Tymczasem jak wiadomo nie wszystkie spektakle mają charakter "improwizacyjnych wariacji na temat" czy amofriczną strukturę, a w reżyserii regularność stoi na równi z nieregularnością, obie sa dozwolone. W operetkowym stylu „Loteri...”, sięgającym do dawnych konwencji, owa "mordercza regularność" wydaje się niekwestionowanym atutem, choć oczywiscie daleka jest od wizyjności.
"Ale ich celem nie jest wzbudzenie donośnego rechotu, lecz zabawa w dobrym guście. Nie chcę wyjść na zadufka, więc nie powiem, że dla inteligentnych." - napisał w Dzienniku Polskim Adam Walaciński / 09-11-2007/ i jest to dobry cytat na zakończenie. Myślę, że śmiało można przyznać, że "Loteria na mężów, czyli Narzeczony Nr 69" jest zabawą nie tyle dla inteligentnych, co dla otwartych, i przede wszystkim - jest zabawą!
Alicja Jasiok
alicja.jasiok@dlastudenta.pl