Boska Komedia: Zwyczajnie-niezwyczajnie
2008-12-08 08:34:01 | Kraków„Utwór sentymentalny na czterech aktorów", „Othello" na kameralnej scenie i spektakl awangardowej wrocławskiej grupy Karbido, to główne punkty drugiego dnia festiwalu Boska Komedia.
W przestrzeń teatrów wrzuceni zostali ludzie „codzienni", zakochani, fanatyczni, aby w końcu dowieść, że nic tak naprawdę nie jest do końca jasne. Tak można by określić esencję sobotnich spektakli...
W zamkniętej, ograniczonej scenerii domu widzimy opowiedziane losy czterech lokatorów. „Utwór sentymentalny na czterech aktorów" w reżyserii Piotra Cieplaka, to zwyczajne - niezwyczajne perypetie czterech panów, które krzyżują się i splatają tragikomicznie. Ich losy sumują się w wypowiedź o pochwale świata i jego tajemnic. Cały spektakl, jest historią opowiedzianą bez słów. Słychać tylko w tle cichą muzykę, szelest ciała, kartonu, sznurka, bambusowych drążków. Świat stworzony na scenie to papierowa rzeczywistość ze snu, bez komputerów, nowoczesnej techniki. Pomimo swej prostoty niezwykle skomplikowana i zaskakująca precyzyjną strukturą.
Natomiast na deskach nowohuckiego teatru Łaźnia Nowa w ramach festiwalu zobaczyliśmy sztukę „Wierszalin. Reportaż o końcu świata" w reżyserii Piotra Tomaszuka.
Czołowym bohaterem jest prorok Ilja Klimowicz, niepiśmienny chłop, który w latach 30. XX w. zakłada sektę i w puszczy rozpoczyna budowę Nowego Jeruzalem, zwanego Wierszalinem. Jego wyznawcy wierzą w to, że jest Jezusem Chrystusem, który powtórnie zstąpił na ziemię, aby zbawić ludzkość.
Na scenie widzimy groteskowy wymiar religijnego szaleństwa - mamy fałszywego Chrystusa, który przymierza się do ukrzyżowania, ale wciąż nie może znaleźć odpowiedniej pozycji. "Apostoł Paweł", który przy wtórze dzwonów i w dymie kadzideł zapładnia kolejne "matki boskie", walczące między sobą o pierwszeństwo w urodzeniu "zbawiciela" jest dopełnieniem idei „zbawienia". "Car Mikołaj" wymyka się z cerkwi, aby przyjmować erotyczne hołdy od swoich poddanek, a "apostoł Szymon" pisze "listy apostolskie" do gazety "Gromada. Rolnik Polski".
Aktorzy sprawnie balansują na granicy powagi i parodii, odtwarzają fanatycznych proroków i genialnych cudotwórców. Nie dowiadujemy się, przez co fanatyczna religijność Polski wschodniej lat 70. jest podsycana. Finał jest zbyt niejednoznaczny i uciekający od trudnych pytań - przy dźwiękach sowieckiej pieśni wszyscy bohaterowie znikają za drewnianymi wrotami, przypominającymi drzwi do bydlęcego wagonu. Wisi nad nimi ironiczny napis cyrylicą: "Bramy raja".
W kameralnej sali sceny teatru Bagatela na Sarego oglądaliśmy spektakl młodego reżysera Macieja Sobocińskiego. „Othello" - opowieść o nienasyconej, niezaspokojonej, okrytej wiecznym pragnieniem miłości Desdemony i Othella. Ten szekspirowski dramat to nie tylko opowieść o parze kochanków, ale również o opozycji, w jakiej ta dwójka stoi wobec reszty świata. Już w prologu reżyser pokazuje Othella, który niesie na ramionach zmarłą małżonkę. W ten sposób nie czekamy na tragedię, ale jej finał widzimy już w prologu.
Jednowątkowa akcja i chronologiczna ciągłość wydarzeń powodowały u widzów szybkie wejście w świat tamtej miłości i zdrady. Przestrzeń jest olbrzymia - dwa rzędy krzeseł dla widzów przy jednej z dłuższych ścian, reszta należy do aktorów. Tematem nie jest anatomia zazdrości, ale gęstość tego, co nieuchronne, co musi się dokonywać wciąż od nowa.
"Othello", jest sztuką zagraną bardzo tradycyjnie, melodramatycznie, z nadekspresją wyłącznie zewnętrzną, pod którą trudno dopatrzyć się kierunku uczuć i myśli. Powodów tych wszystkich wybuchów namiętności domyślić się można jedynie z fabuły, a nie stworzonych na scenie międzyludzkich relacji. Z tej sytuacji nikt nie wychodzi syty. Nikt, poza widzem.
Wrocławska formacja Karbido, znana z niebanalnych projektów, była ostatnim punktem sobotniego programu festiwalu. W klubie Alchemia, grupa Karbido zaprezentowała spektakl "Stolik", inaczej ""Szmeroszepty klonowe, czyli partytura na czterech panów i stół", szmerów i szeptów rzeczywiście było wiele, a klonowy był bohater wydarzenia - stół. Specjalnie przygotowany okazał się głównym instrumentem: brzmienie, jakie muzycy wydobyli z tego mebla, przyprawiało o zachwyt.
Artyści głaskali go, uderzali, pocierali blat, tnęli nożykami, opukiwali, kręcili na nim monetami, szurali kieliszkami. Cały spektakl to ponad godzina dobrej muzyki. Muzycy tworzą cały wachlarz stylów i nastrojów. Słychać rocka, afrykańskie bębny, a nawet brzmienia klubowe. "Stolik" zespołu Karbido to absolutna awangarda instrumentalna, dowód na to, że w muzyce ograniczać nas może wyłącznie nasza wyobraźnia.
Foto: teatry.art.pl
Grzegorz Michalski
(grzegorz.michalski@dlastudenta)