Andrzej Grabowski: Jestem skromnym człowiekiem
2008-03-09 15:52:09 | Kraków„Miałem dylemat, czy przyjąć zaproszenie na tę wystawę. Jestem dosyć skromnym człowiekiem, choć moje role może o tym nie świadczą" - opowiada Andrzej Grabowski.
Aktor zaczął swoją przygodę z teatrem jeszcze w rodzinnej Alwerni. W wieku siedemnastu lat rozpoczął studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Po jej ukończeniu otrzymał pracę w Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Pierwszą poważną nagrodę przyniosła mu jednak rola w spektaklu „Przepraszam, czy tu biją", wystawionym przez Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie. W 1979 roku Andrzej Grabowski powrócił na krakowską scenę.
Wspólnie z żoną Anną Tomaszewską oraz z bratem Mikołajem Grabowskim i innymi zaprzyjaźnionymi aktorami, Grabowski założył własny teatr. Artyści wystawili m.in. „Scenariusz dla trzech aktorów" Bogusława Schaeffera oraz „Kto się boi Wirginii Woolf" Edwarda Franklina Albee'ego.
Interesujące kreacje aktorskie Andrzej Grabowski stworzył występując w Teatrze Starym. Wcielił się m.in. w Jaśka w „Weselu" Stanisława Wyspiańskiego oraz w Massima w przedstawieniu „Tu jest potwór" Normana Brocka.
W 1997 roku aktor znów pojawił się w Teatrze im. Juliusza Słowackiego, gdzie zabłysnął w roli Valene'a Connora z „Na zachód od Shannon" Martina McDonagha oraz w roli Argana w „Chorym z urojenia" Moliera.
Andrzej Grabowski znany jest również z kina i telewizji. Występował w „Bożych skrawkach" Jurka Bogajewicza oraz w „Pitbullu" Patryka Vegi. Aktor mile wspomina także kreacje w Teatrze Telewizji, zwłaszcza Gruszczyńskiego ze „Snu srebrnego Salomei" w reżyserii Krzysztofa Nazara.
dlaStudenta.pl: - Czy Pana zdaniem aktor w Polsce jest w stanie utrzymać się tylko dzięki rolom w teatrze?
Andrzej Grabowski: - Od razu protestuję, że tylko sztuka teatralna jest sztuką przez duże „S". Tak mówią tylko ci, którzy nie grają w filmach i serialach. W teatrze zagrałem wiele nieudanych spektakli, nawet bardzo ambitnych i utalentowanych reżyserów. Zagrałem też w mało ambitnych serialach, które teraz okazują się kultowe a dziesięć lat temu odsądzano je od czci i wiary. Podobnie zresztą było w okresie kina niemego Charliego Chaplina, które krytycy nazywali rozrywką dla analfabetów. Dlatego też trudno jest ocenić co jest wielką sztuką a co małą. A czy aktor może się utrzymać tylko z ról teatralnych? Na pewno jest to trudne, jeśli pomyślimy, że np. moja pensja po ponad 30 latach na scenie jest dużo niższa od średniej krajowej. Ale występowanie w filmach i serialach bardzo pomaga finansowo.
dlaStudenta.pl: - Jaka jest różnica w występowaniu na planie filmu lub serialu a w pracą w teatrze?
A.G.: - Żadna, to jest tylko kwestia podejścia. Jeżeli aktor uważa, że grając w serialu czyni sztukę przez małe „s", wtedy staje się to rzeczywistością. Możliwe jest zrobienie czegoś dobrego nawet w mało artystycznym przedsięwzięciu, w którym bierze się udział. Zresztą nie ma innego wyjścia, aktor zawsze będzie chciał dobrze zagrać. Bywało wiele mało ambitnych z założenia przedstawień, które później okazywały się świetne i odwrotnie.
dlaStudenta.pl: - W jakich rolach czuje się Pan najlepiej?
A.G.: - Nie ma takich ról. To jest bez znaczenia, czy gram w komedii czy w dramacie. Jeżeli czuję, że zagrałem dobrze, to jest to dla mnie zawsze satysfakcją. Nieważne, czy jest to rola Ferdynanda Kiepskiego czy Gebelsa z „Pitbulla". Podobnie, jak i nie wartościuję ról serialowych, filmowych lub teatralnych.
dlaStudenta.pl: - Dokąd według Pana zmierzają polski teatr i polskie kino?
A.G.: - Na pewno teatr nie jest już tym, czym był w latach 70., kiedy ja zaczynałem swoją przygodę z aktorstwem. To były czasy wielkiego teatru, służącego nie tylko rozrywce, ale także niosącego pewne posłannictwo. Gdy oglądaliśmy „Dziady" Swinarskiego lub „Noc Listopadową" Wajdy, wiedzieliśmy, że stykamy się z czymś ważnym. Natomiast gdy kilka lat temu widziałem plakat „Wyzwolenia", okraszonymi wieloma symbolami narodowymi, odczułem już tego przesyt.
dlaStudenta.pl: - Z którymi artystami lubi Pan najbardziej współpracować?
A.G.: - Trudno nie wspomnieć o moim bracie Mikołaju, z którym miałem okazję grywać m.in. w Teatrze Stu. Również mile wspominam Izę Cywińską, reżyserkę „Bożej podszewki" oraz Danutę Stenkę i Krzysztofa Nazara, który niespodziewanie właśnie mnie ofiarował rolę Gruszczyńskiego w „Śnie srebrnym Salomei". Bliski jest mi także Patryk Vega, który mocno zaryzykował i w czasach królowania „Świata według Kiepskich" zaproponował mi rolę Gebelsa w „Pitbullu". Dobrze wspominam też występ w „Bożych skrawkach" Jurka Bogajewicza, gdzie grałem z Willemem Dafoe. Czasy teatru tarnowskiego również są dla mnie ważne, zagrałem tam wiele ról, z których bardzo dużo się nauczyłem. Nie chcę nikogo pominąć, w czasie tylu lat pracy na scenie spotkałem wielu wspaniałych artystów - aktorów i reżyserów, z których warto czerpać wzór.
dlaStudenta.pl: - Z której roli jest Pan najbardziej dumny?
A.G.: - Bardzo lubię postać Gruszczyńskiego ze „Snu srebrnego Salomei" w reżyserii Krzyśka Nazara oraz postać Gebelsa z „Pitbulla". Nie mogę też nie wspomnieć o Ferdku Kiepskim. Tylko ci, którzy nigdy nie grali w serialu mogą myśleć, że to jest tylko wygłupianie się. Czasami role w sitcomach mogą dostarczyć dużo satysfakcji, bywają oparte na dobrych scenariuszach. Są trudne do zagrania, o czym świadczy fakt, że wielu świetnych aktorów nie radzi sobie w tego typu serialach.
Rozmawiała Natalia Łach
(natalia.lach@dlastudenta.pl)
Foto: dlaStudenta.pl