Steven Wilson i Aviv Geffen w Kraku
2009-02-02 10:18:09 | KrakówKrakowskiej publiczności nie było dane zobaczyć nagiego torsu Aviva Geffena, ale to chyba nawet lepiej. Zamiast tego fani usłyszeli aż osiem utworów Blackfield i cieszyli się obecnością Stevena Wilsona przez cały czas trwania koncertu.
Aviv Geffen pierwszy raz zawitał do Polski promując swój solowy materiał. Nie jest jednak u nas na tyle znany by zapełnić całą salę, dlatego też Rockserwis jako gościa specjalnego ściągnął Stevena Wilsona, który na brak popularności narzekać nie może. Wilson, na plakatach opisany był wprawdzie jako „gościnny gitarzysta" ale patrząc na koszulki zebranych fanów jasne było kto jest główną gwiazdą wieczoru.
Koncert zaczął się z mieszczącym się w granicach rozsądku, półgodzinnym opóźnieniem. Ok. 21 na scenie Rotundy pojawili się muzycy towarzyszący oraz Steven Wilson, oraz w końcu Aviv Geffen. Ubrany wyjątkowo skromnie w czerwony garnitur, bez przesadnej ilości brokatu czy makijażu.
Zaczęło się dosyć dynamicznie i rockowo utworami Black&White oraz It's Alright zapowiadającymi nadchodzący album muzyka. Dalej pojawił się pierwszy tego wieczoru numer Blackfield - Miss U. Po nim pałeczkę przejął Aviv i z towarzyszeniem gitary akustycznej zaśpiewał bardziej liryczny October. I tu pojawił się problem... Dopóki na pierwszym planie była muzyka, a nie wokal Geffena, wszystko było w porządku.
Niestety przy balladach dobitnie było słychać, że izraelski muzyk może jest wielką gwiazdą ale wokalu to on nie ma. Ballad było jeszcze kilka, jedne z towarzyszeniem gitary inne z klawiszami. Na szczęście przeważały utwory dynamiczne, a w utworach Blackfield wokalnie udzielał się głównie Wilson. Z repertuaru wspólnego projektu Wilsona i Geffena można było usłyszeć jeszcze między innymi zagrany z metalowym zacięciem Once, spokojne Glow i Pain czy trochę zmienione względem oryginału Blackfield. Z solowego dorobku Aviva najlepiej wypadł bardzo rockowy The One, który pojawił się pod koniec.
Aviv aktywnie zabiera głos w dyskusji na temat sytuacji politycznej w Izraelu. Na scenie w wielu miejscach pojawiły się pacyfki, a wszystkim walczącym zadedykowany został utwór Heroes. Koniec koncertu był spełnieniem marzeń każdego fana Blackfield. Po sobie pojawiły się utwory End of the World oraz Cloudy Now w wersjach mocniejszych i smutniejszych niż oryginały.
Mimo niedoskonałości wokalu Aviva koncert był bardzo udany, a dobór repertuaru w pełni usatysfakcjonował publiczność. Oczekiwana pierwsza, anglojęzyczna płyta wokalisty zapowiada się ciekawie, a kolejne koncerty być może przyciągną nie tylko fanów Stevena Wilsona.
Wielkim plusem występu było nagłośnienie. Żaden koncert w Rotundzie nie brzmiał tak czysto jak ten. Miejmy nadzieje, że nie był to sprzęt przywieziony przez artystów tylko element modernizacji klubu.
Krzysztof Sokalla
(krzysztof.sokalla@dlastudenta.pl)