Post-rock w Mandze
2009-09-15 13:02:52 | KrakówManggha wyrasta nam z muzeum na coraz prężniej działającą salę koncertową. I dobrze, bo warunki ku temu ma rewelacyjne. Ostatnio swoje dźwięki w jej progach zaprezentowały trzy około-post-rockowe kapele: polski Tides from Nebula, amerykański Caspian i irlandzki God is an Astronaut. Bilety można było nabyć po niebywale niskiej cenie (35 złotych) tak, więc frekwencyjnie koncert okazał się dużym sukcesem. A muzycznie?
Na początek pojawili się Warszawiacy z Tides from Nebula. Zaserwowali nam trzy kwadranse przyciężkawej i brudnej odmiany post-rocka, która spotkała się z bardzo dobrą reakcją publiczności i odpowiednio ludzi rozruszała. Dominował materiał z debiutu Aura, ale pojawił się również utwór premierowy.
Po polskim akcencie przyszłą pora na amerykański. Na scenie zrobiło się tłoczno, za sprawą pięcioosobowego składu grupy Caspian. Amerykanie zagrali przekrojowo, skupiając się jednak na wydanym miesiąc temu albumie Tertia. Mimo, iż gitary nie były aż tak przesterowane jak u poprzedników, koncert był bardzo energetyczny a instrumenty dosłownie wirowały w powietrzu. W akrobacjach przodował Philip Jamieson obsługujący imponującą ilość pedałów zmieniających brzmienie jego gitary. Pod koniec koncertu panowie zgotowali niespodziankę. Na scenie pojawili się członkowie wszystkich kapel grających tego wieczora, każdy z bębnem w ręku. Występ Caspian zakończył się wielką perkusyjną solówką zagraną przez 12 osób na raz.
Niekwestionowaną gwiazdą wieczoru był jednak zespół God is an Astronaut. Mimo, że z trójki kapel występujących tego dnia z post-rockiem miał najmniej wspólnego, to tylko im udało się zbudować prawdziwą post-rockową ścianę dźwięku. Wizualizacje w połączeniu z muzyką grupy wytworzyły - jak sama nazwa wskazuje – kosmiczny klimat, który utrzymał się do samego końca koncertu. Zaczęli od The End of the Beginning ze swojego debiutu, a później płynnie przeszli do Shadows z ostatniego albumu. Z nowej płyty pojawiły się jeszcze Echoes i Zodiac. Szkoda, że nie więcej, bo album ma wyjątkowy koncertowy potencjał. Najwięcej entuzjazmu wywołało wykonanie Route 666 opatrzone wizualizacjami z telewizyjnymi kaznodziejami. W momencie kulminacyjnym kaznodziejów zastąpił szatan i pentagram, a zespół pokazał, że potrafi zagrać równie ostro jak Polacy z Tides From Nebula. Na koniec na scenie znów pojawili się muzycy pozostałych kapel. Tym razem zamiast bębnów w rękach trzymali pałeczki i talerze, na których zagrali wspólny jam. Wieczór zakończył się bisem w postaci utworu Radau.
Dzięki świetnemu nagłośnieniu wszystkie zespoły wypadły dobrze, a God is an Astornaut wręcz rewelacyjnie. Szczególne uznanie należy się Polakom z Tides from Nebula, którzy zaprezentowali się lepiej od bardziej doświadczonych kolegów z Caspian. Szkoda tylko, że publiczność, mimo tego, iż licznie zgromadzona, prezentowała się raczej drętwo. Sądząc jednak po komentarzach, była zadowolona.
Krzysztof Sokalla
(krzysztof.sokalla@dlastudenta.pl)
Na początek pojawili się Warszawiacy z Tides from Nebula. Zaserwowali nam trzy kwadranse przyciężkawej i brudnej odmiany post-rocka, która spotkała się z bardzo dobrą reakcją publiczności i odpowiednio ludzi rozruszała. Dominował materiał z debiutu Aura, ale pojawił się również utwór premierowy.
Po polskim akcencie przyszłą pora na amerykański. Na scenie zrobiło się tłoczno, za sprawą pięcioosobowego składu grupy Caspian. Amerykanie zagrali przekrojowo, skupiając się jednak na wydanym miesiąc temu albumie Tertia. Mimo, iż gitary nie były aż tak przesterowane jak u poprzedników, koncert był bardzo energetyczny a instrumenty dosłownie wirowały w powietrzu. W akrobacjach przodował Philip Jamieson obsługujący imponującą ilość pedałów zmieniających brzmienie jego gitary. Pod koniec koncertu panowie zgotowali niespodziankę. Na scenie pojawili się członkowie wszystkich kapel grających tego wieczora, każdy z bębnem w ręku. Występ Caspian zakończył się wielką perkusyjną solówką zagraną przez 12 osób na raz.
Niekwestionowaną gwiazdą wieczoru był jednak zespół God is an Astronaut. Mimo, że z trójki kapel występujących tego dnia z post-rockiem miał najmniej wspólnego, to tylko im udało się zbudować prawdziwą post-rockową ścianę dźwięku. Wizualizacje w połączeniu z muzyką grupy wytworzyły - jak sama nazwa wskazuje – kosmiczny klimat, który utrzymał się do samego końca koncertu. Zaczęli od The End of the Beginning ze swojego debiutu, a później płynnie przeszli do Shadows z ostatniego albumu. Z nowej płyty pojawiły się jeszcze Echoes i Zodiac. Szkoda, że nie więcej, bo album ma wyjątkowy koncertowy potencjał. Najwięcej entuzjazmu wywołało wykonanie Route 666 opatrzone wizualizacjami z telewizyjnymi kaznodziejami. W momencie kulminacyjnym kaznodziejów zastąpił szatan i pentagram, a zespół pokazał, że potrafi zagrać równie ostro jak Polacy z Tides From Nebula. Na koniec na scenie znów pojawili się muzycy pozostałych kapel. Tym razem zamiast bębnów w rękach trzymali pałeczki i talerze, na których zagrali wspólny jam. Wieczór zakończył się bisem w postaci utworu Radau.
Dzięki świetnemu nagłośnieniu wszystkie zespoły wypadły dobrze, a God is an Astornaut wręcz rewelacyjnie. Szczególne uznanie należy się Polakom z Tides from Nebula, którzy zaprezentowali się lepiej od bardziej doświadczonych kolegów z Caspian. Szkoda tylko, że publiczność, mimo tego, iż licznie zgromadzona, prezentowała się raczej drętwo. Sądząc jednak po komentarzach, była zadowolona.
Krzysztof Sokalla
(krzysztof.sokalla@dlastudenta.pl)
fot. Krzysztof Sokalla
Słowa kluczowe: Tides from Nebula, caspian, God is an Astronaut, Manggha, koncert, post- rock