George Dorn Screams zmiażdżył
2009-02-18 10:51:07 | KrakówJeśli myśleliście, że w Polsce nikt nie gra dobrego post-rocka to się myliliście.
W ubiegły czwartek w klubie Re mieliśmy na to dobitny przykład. Grupa George Dorn Screams promując swoją drugą płytę zagrała tak jak wiele polskich kapel chciałoby grać.
Zaledwie 3 dni po premierze albumu O'malley's bar Dżordże zawitali do Krakowa. Po półgodzinnej obsuwie, muzycy przepchali się przez wypełnioną po brzegi salę na scenę i koncert się zaczął. Zespół postanowił odpocząć od repertuaru ze swojego debiutu i skupić się na promocji nowego krążka. W rezultacie podczas występu publiczność usłyszała tylko jeden utwór z pierwszej płyty(69 Moles). Resztę koncertu wypełniły głównie nowe kompozycje.
O'Malley's bar jest w stosunku do swojej poprzedniczki płytą znacznie ostrzejszą. Podobnie wyglądał koncert. Wieczór otworzył ciężkim riffem utwór Circles, co dla osób nieobytych z nowym dziełem kwintetu z Bydgoszczy mogło być szokiem. Dalsza część koncertu utrzymana była w podobnym klimacie. Nowe utwory drapieżne już w wersjach studyjnych, tu brzmiały jeszcze agresywniej, brudniej. Gitarzyści regularnie dostarczali nam noisowych sprzężeń, pisków i innych hałaśliwych dźwięków. Im bliżej końca tym więcej było zabaw ze wzmacniaczami, zniekształcania brzmienia gitar różnymi kombinacjami pedałów i ogólnej improwizacji. Gitary zaś, niemiłosiernie zmaltretowane, w końcu wylądowały na ziemi.
Spokojniejszym momentem był jedynie utwór Means to an End z repertuaru Joy Division, czy wspominany 69 Moles na bis. Na plus trzeba zespołowi policzyć wprowadzenie do instrumentarium archaicznie brzmiącego pianinka. Zabrzmiało wprawdzie tylko w dwóch utworach, ale zawsze to jakiś krok do przodu.
Koncert wyglądałby pewnie inaczej gdyby nagłośnienie stało na przyzwoitym poziomie. Od strony instrumentalnej nie można wiele zarzucić, ale to, co zrobiono z wokalem to prawdziwa zbrodnia. Magdę Powalisz słychać było właściwie tylko podczas spokojniejszych fragmentów występu. Koncert do spokojnych nie należał i w efekcie wokalu nie było słychać prawie w ogóle.
Zespół wykonując dopiero trzeci raz nowy materiał był wyjątkowo zgrany. Kilka szlifów powinno nadać koncertom kształt zamkniętej całości, co wydaje się być celem grupy. Nie można natomiast występowi odmówić energii i siły oddziaływania. Koncertowo George Dorn Screams miażdży. Dosłownie.
Krzysztof Sokalla
(krzysztof.sokalla@dlastudenta.pl)