Premiera "Nie kłam kochanie"
2008-03-29 20:16:11 | KrakówWczoraj Multikino wyświetliło premierowo najnowszą polską komedię romantyczną „Nie kłam kochanie”. Reżyserem filmu jest Piotr Wereśniak, a autorką scenariusza i producentką zarazem - Ilona Łepkowska.
Temat co prawda nie jest nowy – z podobnym spotykamy się w amerykańskim „Kawalerze”. Tam zdeklarowany kawaler, aby objąć ogromny spadek, musi się ożenić w ciągu 24 godzin. W filmie Piotra Wereśniaka główny bohater ma trochę więcej czasu, by przedstawić rodzinie narzeczoną, ale nie mniej z tym kłopotu. Co więcej, ów spadek jest dla niego jedyną szansą na wyjście z kolosalnych kłopotów finansowych.
Jednak to nie takie proste. Jak sam mówi, zraził do siebie wszystkie kobiety w Warszawie w wieku od 20 do 35 lat. Ale czy na pewno? Nie pomyślał nawet o cichej i skromnej, a po uszy w nim zakochanej dziewczynie, opiekującej się jego kwiatami. I tu rozpoczyna się typowa, romantyczna historia o rodzącej się miłości oraz o tym, jak kłamstwo może ją zniszczyć. Wszystko jednak – jak na komedię przystało – kończy się dobrze.
Film pewnie nie byłby niczym niezwykłym, gdyby nie dobór aktorów oraz scenerii. W rolę głównego bohatera – Marcina – wcielił się Piotr Adamczyk, zaś Anię, jego rzekomą narzeczoną, zagrała Marta Żmuda – Trzebiatowska. Piotr Adamczyk po raz kolejny pokazał, jak znakomitym jest aktorem – potrafi odtworzyć każdą rolę. Jeszcze niedawno widzieliśmy go w roli Karola Wojtyły w filmie „Karol – papież, który pozostał człowiekiem”, potem jako Artura w „Lejdis”. Teraz zaś oglądamy go wcielającego się w niegrzecznego, kłamiącego playboya, gruchającego jak gołąb i udającego konia oraz upijającego się z … fikusem beniaminkiem (tu przekazać należy pozdrowienia dla wszystkich fikusów, wypowiedziane przez autora).
Doskonale też spisała się Marta Żmuda – Trzebiatowska – wybaczyć można jej nawet fakt, że na ekranie, grając architekta krajobrazu, zraszała spryskiwaczem kaktusy, gdyż, jak sama twierdzi, w rzeczywistości na kwiatach nie zna się kompletnie, a w jej domu wszystkie usychają. Pozostałe role, w wykonaniu m.in. Magdaleny Schejbal, Beaty Tyszkiewicz, Grażyny Szapołowskiej, Sławomira Orzechowskiego i Tomasza Karolaka także odtworzone zostały w mistrzowski sposób.
Reżyser filmu opowiadał, że podczas kręcenia filmu w plenerze kilkakrotnie zdarzyło się, że drogę zastawiał im autokar, z którego wychodziły tłumy Włochów czy Hiszpanów. Rozpoznawali oni w Adamczyku filmowego papieża i koniecznie chcieli zdobyć jego autograf. W czasie produkcji plany pokrzyżował także wypadek Piotra, który złamał nogę, potykając się o słoneczniki.
- Krakowskie kwiaciarki przyszły do szpitala i przepraszały mnie za stan rynku. To było bardzo miłe i wszystkie je chciałbym serdecznie pozdrowić – mówi aktor.
O Krakowie też nie sposób nie wspomnieć. W filmie przedstawiony jest iście magicznie. Reżyser starał się pokazać te zakątki miasta, które przypominają dziewiętnastowieczną scenerię i w sercach Krakowian budzą sentyment.
Warto też dodać, że w filmie bierze udział prezydent Lech Wałęsa. Jak wspomina reżyser, przebywał akurat na Malcie, gdy kręcono tam finalną scenę.
- Zaprosiliśmy go, by się z nami spotkał, bo to miło, gdy Polak z Polakiem spotykają się zagranicą. Zgodził się, pod warunkiem, że zagra w filmie, więc na poczekaniu musieliśmy wymyślić dla niego jakąś kwestię. I tak powstała ostatnia scena. – opowiada Piotr Wereśniak.
Co jeszcze można powiedzieć? Tę komedię po prostu trzeba zobaczyć. I naprawdę warto. Lekka, śmieszna i przyjemna, pełna zabawnych sytuacji i pokazująca wspaniałą grę aktorską. Doskonała zwłaszcza na poprawę humoru.
fot. Sebastian Kożuchowicz
Agnieszka Nowak
(agnieszka.nowak@dlastudenta.pl )