Czesław ziewa w juwenalia
2010-05-11 10:23:01 | KrakówBartek Borowicz po raz trzeci spróbował odświeżyć formułę krakowskich juwenaliów. Sukces był połowiczny. Na plenerowej scenie Żaczka zaprezentowało się sześć kapel. Dwie gwiazdy i cztery młode (choć nie do końca) zespoły. Niekwestionowaną gwiazda wieczoru był Czesław Mozil, który zgromadził najliczniejszą publiczność i wywołał najgłośniejszą owację. Pustki, które prezentowały się na niepokornych juwenaliach drugi rok z rzędu odstawały tylko trochę, jeśli chodzi gęstość publiki.
Przed gwiazdami wystąpiły jednak cztery grupy, będące w opinii Bartka Borowicza światełkiem w tunelu polskiej muzyki alternatywnej. Na pierwszy ogień poszli panowie z krakowskiego Breath and Miracle. Mimo pozytywnej recenzji epki na blogu Don’t Panic We Are from Poland, mieszanka Damiena Rice’a z Foo Fighters nie wypadła specjalnie porywająco. Żeby dzisiaj grać prosty amerykański rock, bez większych udziwnień i wciąż brzmieć oryginalnie trzeba mieć nie lada zdolności. Tutaj zabrakło zarówno zdolności jak i pomysłu. Na szczęście kolejni wykonawcy pozwolili szybko zapomnieć o kiepskiej przystawce.
3 Moon Boys, którzy wystąpili jako drudzy, to zupełnie inna bajka. Zespół niemłody, bo pod różnymi nazwami funkcjonuje już kilkanaście lat, a pod aktualnym szyldem wydał cztery albumy. Niestety bardzo słabo znany. A szkoda, bo panowie grają świetnie. Słyszalne są inspiracje Radiohead czy post-rockiem. Ich koncert był jednym z lepszych (a na pewno najlepszym z „młodych” zespołów).
Dalej zagrali Let the Boy Decide z bardzo urodziwą i przyjemnie śpiewającą wokalistką. Muzycznie było nieźle, ale znowu bez polotu. Zabrakło jakiegoś elementu wyróżniającego tę kapelę z masy podobnych funkcjonujących w kraju.
Braku wyróżników nie można zarzucić mysłowickiej kapeli Iowa Super Soccer. Była i sekcja smyczkowa, gitary akustyczne i elektryczne no i po raz kolejny solidna wokalistka, szkoda tylko, że z barwą głosu czternastolatki. Szkoda też, że z tych wyróżników nie uczyniono większego pożytku. „Nadzieja polskiej americany” wypadła blado, smętnie i nudno. Trudno się temu dziwić skoro americana, czyli innymi słowy alternatywne country kiepsko brzmi nawet w wykonaniu rodowitych Amerykanów.
Na szczęście gwiazdy w tym roku całkowicie zrekompensowały rozczarowanie innymi wykonawcami wieczoru. Pustki były dla mnie największym zaskoczeniem. Koncertowa, energetyczna forma chyba w końcu przekonała mnie do ich twórczości. Monotonny, gładko wyprodukowany materiał studyjny w wersji live nabrał pazura, a prezencja sceniczna Radka Łukasiewicza to już kompletny szał. Krakowską publiczność zespół mile połechtał zaczynając set od Wesoły Jestem z tekstem Wyspiańskiego, a także grając jeden z numerów po raz pierwszy.
Po koncercie Pustek na dziedzińcu Żaczka zrobiło się tak gęsto, że przebrnięcie gdziekolwiek graniczyło z cudem. Pół godziny oczekiwania na Czesława zrobiło swoje. Kiedy już wyszedł na scenę wraz sześcioosobowym zespołem (orkiestrą) publiczność oszalała. Ubrany w garnitur Mozil rozpoczął od charakterystycznej dla siebie konferansjerki, po czym przeszedł „do rzeczy”. Na repertuar złożyły się głównie utwory ze świetnego, wydanego niedawno albumu Pop. Mimo, że świeże, rzadko kiedy brzmiały w znanych z płyty aranżacjach. Niektóre były wydłużane, wzbogacane o fragmenty anglojęzycznych oryginałów (Kiedy tatuś sypiał z mamą/When Mommy Left Daddy), w innych część elektroniczna zastępowana był przez sekcję dętą (Pożegnanie małego wojownika). Nie zabrakło oczywiście największych hitów z Debiutu.
Największy aplauz, zgodnie z oczekiwaniami, wzbudziła Maszynka do Świerkania. Koncert cechował się niezwykłym rozmachem. Siedem osób na scenie, świetne nagłośnienie, wszyscy ubrani w charakterystyczny sposób. Niektórzy uznają to za komercjalizację Czesława. Ale czy fakt, że ktoś grając ambitniejszą muzykę zgarnia platynowe płyty i (co w Polsce nie jest zjawiskiem częstym) faktycznie ze swojej twórczości może się utrzymać musi od razu świadczyć o tym, że „Czesław się sprzedał”? Nie wydaje mi się. Za to jestem pewny, że jeśli szukać nadziei dla Polskiej muzyki alternatywnej to Czesław ze swoimi „popowymi” piosenkami ma do takiego statusu większe prawo niż ktokolwiek z krajowego indie-światka.
Krzysiek Sokalla
(krzysztof.sokalla@dlastudenta.pl)
fot. Daniel Staniszewski